October Baby

October Baby to poruszająca opowieść o dziewczynie imieniem Hannah, która przeżyła aborcje. Film pokazuje, że to co miało być strzępkiem tkanek jest jednak człowiekiem...

Wyborcza się kompromituje

Dzisiaj Wyborcza uraczyła nas porcją wyrwanych z kontekstu słów ekspertów komisji Macierewicza. Faktycznie niektóre zdania wydają się śmieszne, ale gdy czyta się całe protokoły już tak śmiechowo nie jest.

Fotografika

Fotki i grafiki śmieszne aż do bulu;) (ostatnia aktualizacja-26.06.)

Najlepsze filmy i seriale

Chwila relaksu dla pasjonatów polityki

Teoria Życia TV

Drugi, lepszy obieg. Tego w TV nie zobaczysz!

Znajdź nas na Facebooku

Polub i miej pewność, że nic Cię nie ominie!

środa, 31 marca 2010

Wielkanoc


Już jutro rozpoczyna się Triduum Paschalne. Dobrze by było, aby każdy najpóźniej w tych dniach dostąpił sakramentu Spowiedzi Świętej. Z resztą jak głoszą kościelne przykazania:
3. Przynajmniej raz w roku przystąpić do sakramentu pokuty i
4. Przynajmniej raz w roku, w okresie wielkanocnym, przyjąć Komunię Świętą.

Nie są to jakieś uporczywe nakazy, więc warto wykonywać te minimum, zabezpieczamy się wtedy przed wpływem Szata na, który tylko czyha, aby przejąć władze nad nami. Takim spektakularnym przykładem jest opętanie a jak ono wygląda możecie sobie zobaczyć w filmie dokumentalnym "Egzorcyzmy Anneliese Michel".

Zapraszamy do oglądania!











sobota, 27 marca 2010

Debata Komorowski-Sikorski

Oczywiście obejrzałem cała z wielkim zaciekawieniem, pijąc w międzyczasie trzy kawy i pomagając sobie instalując zapałki na powiekach, mimo iż cała debata trwała niespełna godzinę.
W założeniu już uwzględniłem, że miejsca na merytorykę być nie może, więc nie doszukiwałem się na siłę jej istnienia. Pierwsze co rzuciło się w oczy to zachowanie Radosława Sikorskiego wskazujące na przyjęcie ponad standardowej dawki relanium, co niestety psuło dobre wrażenie. Natomiast Komorowski bardzo ładnie mówił, znacznie ładniej niż Sikorski, ale za to Radek mówił bardziej sensownie. Od początku wystąpienia Bronisława z kimś mi się kojarzył, po chwili przypomniałem sobie, z Kwaśniewskim, który w przerwach między bełkotem spowodowanym chorobą filipińską, też się dobrze prezentował.
Druga sprawa to prowadzący Joanna Mucha i Sławomir Nowak, którzy wraz ze swoimi kolegami wyglądali sztucznie, chociaż Pani Asia urozmaicała "debatę" rozbrajającymi spojrzeniami np. przy pytaniu Nowaka o biurokrację w kancelarii prezydenta, kierowanemu do Sikorskiego. Wtedy kontakt wzrokowy miedzy pytanym a pytającym przerwała Mucha szukając czegoś w oczach Sławomira. Niby taka drobnostka, ale dzięki temu wypiłem o jedną kawę mniej.
Następna sprawa to gong, który ograniczał czas wypowiedzi. Był to kolejny element rozrywkowy owej debaty, bo przecież jak wiemy pytania i odpowiedzi były już wcześniej ułożone, ale żeby cała szopka wyglądała mniej sztucznie Komorowski dostał zadanie przedłużenia jednej swojej wypowiedzi. Dodatkowo gong pełnił rolę bezpiecznika, gdyby to zapałki na powiekach zawiodły. Tak się nie stało, ale "strzeżonego, Pan Bóg strzeże".
Cała ta debata polegała nie na prezentowaniu swojego zdania i walki z oponentem a na walce z obecnym prezydentem, czyli była to debata Sikorski, Komorowski kontra Lech Kaczyński, tylko że beż Kaczyńskiego.
Podobały mi się też wyszukane porównania kandydatów. Najbardziej zapadło mi w pamięć porównanie Veta prezydenta do wsadzania kija w szprychy. Sikorski pewnie dając te porównanie miał na myśli polską gospodarkę, albo politykę zagraniczną. Jak wiemy koło ze szprychami występuje w rowerze, więc porównanie gospodarki do roweru nie jest zbyt pochlebne. Nam natomiast gospodarka kojarzy się raczej z lokomotywą, ale zostawmy już to. Dobra była też wstawka o redukcji etatów w kancelarii prezydenta. Sikorski powiedział: mniej tłuszczu, eeeee, yyyyy, i zapomniał co miał powiedzieć, ale na pewno byłaby to bomba.
Sikorski słabiej nauczył się roli niż swój "konkurent", więc przegrał z Bronisławem, batalię o batalię na prezydenta.

Jeśli ktoś przegapił tą intelektualną gratkę, albo chce przeżyć to jeszcze raz, to można obejrzeć debatę u mnie:













czwartek, 18 marca 2010

Co z tą wiosną?


Był moment, że uwierzyłem, że wiosna tuż, tuż można to było zauważyć np. na ulicy. Dziewczyny coraz bardziej odkryte, rzucające urokliwe spojrzenia. Jakoś tak już jest, że podczas ładnej pogodzie i ludzie bardziej zadowoleni i to nie dotyczy tylko meteopatów. Mówi się przecież o pogodnych ludziach, wiec to chyba jasne, że ludzie na pogodę nie pozostają obojętni. Tak samo widać, że południowe ludy są bardziej energiczne. Daremnie próbowałem szukać oznak wiosny, brak pąków na drzewach, kaczki jeszcze nie wróciły z afryki a jedynym zielonym elementem krajobrazu są agenci Greenpeace, zaczepiający bogu ducha winnych przechodniów.
Zima daje do zrozumienia, że tak szybko nie odpuści. Ludzie znów posmutnieli, ale pogoda nie jest ich jedynym zmartwieniem. Otóż od jakiegoś czasu można, we wrocławskim MPK zaobserwować niepokojącą gradacje pospolitego szkodnika jakim jest kontroler biletów. Populacja tego perfidnego szkodnika przyrasta w zastraszającym tempie. Ludzie przestali sobie ufać nawzajem, dostrzegając w sobie na wzajem kanara, dlatego też zamiast zachęcającego trzepotania rzęsami, widuję raczej spojrzenia przepełnione strachem(a może on jest kanarem). Jeszcze do niedawna zidentyfikowanie kanara nie nastręczało większych problemów, wystarczyło obserwować, czy na przystanku nie wsiada razem dwóch mężczyzn słusznej postury, wtedy się wysiadało i po problemie. Dziś znajomość rachunku prawdopodobieństwa i czujność na nie wiele się zdaje. Kanary teraz poruszają się w innych formacjach, oprócz rozproszenia często chadzają trójkami, nie tylko męskimi, ale nawet mieszanymi. Występuje też mniej zjadliwa forma kanarinios, złożona z dwóch samic. Co ma oczywiście swoje plusy i minusy. Minusem jest oczywiście element zaskoczenia, pozwalający na niezauważone podejście nas. Jest szczególnie niebezpieczne dla młodych kobiet, które nie mają w tym momencie żadnych szans. Plusem samiczej dwójki jest na pewno mniejsza zdolność perswazji względem mężczyzn. Za zwyczaj prośbę pokazania biletu w takim wypadku traktuje jako dobry żart, ale dla pewności opuszczam tramwaj na następnym przystanku.
Tą chorą sytuacje podsyca jeszcze MPK rekrutując nowe oddziały, ze studentów. Teraz odróżnię kanara od normalnego podróżującego będzie praktycznie niemożliwe, ale czy wyjdzie to na dobre miastu Wrocław? Pomijając już straty wizerunkowe, miasto może wiele stracić, poprzez np. zwiększenie wydatowania pieniędzy na dodatkowe etaty. Inwestycja ta nie musi się przecież wcale zwrócić, ponieważ nie sądzę aby kanarinios wyrobił w miesiąc normę na swoją pensję brutto(pensja netto+podatki), nie wspominając już o nowo zwerbowanych studentach. Dodatkowo "niecywilizowani" pasażerowie uodpornią się po jakimś czasie na zagrywki MPK a etaty zostaną, co przyczyni się do spadku wydajności tychże miejsc pracy. Miasto też musi się liczyć z tym, że gdyby ludzie nagle zrezygnowali z tramwajów i autobusów, doprowadziłoby to do paraliżu komunikacyjnego miasta. Ważnym zagadnieniem jest też fakt, że do komunikacji miejskiej miasto i tak dopłaca, więc czy dopłaci trochę więcej, czy mniej chyba nie robi różnicy. Zawsze myślałem, że z komunikacją miejską jest tak jak z abonamentem radiowo telewizyjnym, tzn. niby trzeba płacić, ale jak nie zapłacisz to też się nic nie stanie.
Zastanawia mnie powód wzmożenia kontroli. Mam trzy typy.
Pierwszy to nietypowa próba walki z bezrobociem.
Drugi to miasto jest już tak wyprute z kasy, że strzela na oślep.
Trzeci to chęć wykazania się np. walką z kryminalistami(toż to złodziej!).
Nie wiem, czy kasy brakuje na stadion, czy miasto nagle zapragnęło dbać o mieszkańców, ale wiem, że mnie to bardzo wkurwia!!

wtorek, 16 marca 2010

troska lewaków i inne mity.

Wraz ze wzrostem szybkości przekazywania danych wzrosła też szybkość ich produkcji, w szczególności wzrosła ilość bzdetów. Z początkiem informacyjnego boomu ludzie wszystko łykali jak pelikany, co było niebywałym sukcesem propagandystów. Z czasem jednak ludzie się uodpornili i trzeba było wytoczyć cięższą artylerie, chyba wszyscy pamiętamy jak każdą bajkę można było wcisnąć używając argumentu, badań przeprowadzonych przez amerykańskich naukowców. Niestety, a może stety i amerykańscy uczeni odeszli do lamusa. Dziś pokazuje nam się suche dane, które mówią same za siebie, niestety zestawia się je w taki sposób aby, albo były niezrozumiałe, albo fałszowały prawdziwy obraz rzeczywistości.
Przykładem takich działań jest rozpowszechnianie plotki jakoby to transport lotniczy był bezpieczniejszy od kołowego. Oczywiście z "suchych danych jasno to wynika". Jeśli taka argumentacja stosowana jest aby przekonać kogoś do wybrania się w podróż samolotem, bo sytuacja tego wymaga to ok, ale jeśli chodzi o inne cele typu nabić kieszeń przewoźnikowi to mówimy stanowcze nie. A wracając do danych. Otóż w tych danych nie uwzględniono takiego czynnika jak profesjonalizm obsługującego środek transportu. Jeżeli weźmiemy pod uwagę, że samoloty prowadzą, tylko wykwalifikowani piloci, samoloty są naszpikowane elektroniką, poruszają się po ściśle określonych bezkolizyjnych trasach i do tego nadzorowane są z wież kontroli lotów.
Zatem widzimy, że dane musimy przepuszczać przez pryzmat i analizować a nie tylko przyjmować do wiadomości. Załóżmy teraz, że w ruchu ulicznym uczęszczają sami zawodowi kierowcy poruszający się tylko po autostradach na których nie ma praktycznie żadnego ruchu, super bezpiecznymi samochodami. Przypuszczam, że wtedy ilość wypadków na drogach byłaby prawie zerowa. Udowodniliśmy więc, że samolot nie jest bezpieczniejszy od samochodu.
Oczywiście nie jestem przeciwnikiem transportu lotniczego, uważam że jest niezbędny tak samo jak transport kołowy, czy kolejowy. Drażni mnie tylko takie durne porównywanie tych dwóch rzeczy.

Po tym przydługawym wstępie przejdźmy może do trudniejszego przypadku. Przykładem w tym miejscu posłużył nam niezawodny w produkcji głupot Doxa(ponoć kontrowersyjny).

Wstawił oto taką fotkę u siebie i napisał, że to takie humanitarne i sprzyja rozwojowi naszego społeczeństwa. Pomijając już samą formę plakatu, który to jest plagiatem reklamy MasterCard, od razu rzuca się w oczy cena zabiegu, która wynosi zero. Zero czyli za pieniądze niczyje, czyli podatnika w tym wypadku, podatnika brytyjskiego. Jeśli podatnik brytyjski za to płaci to, albo na rękę mu jest, że Polki przyjeżdżają do niego się wyskrobać, albo po prostu o tym nie wie. Tak źle i tak nie dobrze. Pomijając już moralny aspekt aborcji zastanawia mnie jak zwolennicy aborcji kreujących się na inteligentów śmią twierdzić, że aborcja jest niezbywalnym prawem człowieka. Jak wiem wolność niesie ze sobą odpowiedzialność. Zwalnianie ludzi od odpowiedzialności jest próbą zezwierzęcenia cywilizacji. Jak można człowieka uznawać za istotę niepotrafiącą zapanować nad własną prokreacją? Człowiek to nie zwierze które ma okres godowy i musi dopuścić się kopulacji. Z resztą nawet gdyby to istnieją przecież środki antykoncepcyjne, które nie są takim złem jak morderstwo nienarodzonego.
Próba przeforsowania legalności aborcji jest jawną próbą ubezwłasnowolnia człowieka.

wtorek, 9 marca 2010

8 marca

Co prawda życzenia spóźnione, ale za to szczere;)



Niestety teraz muszę zniszczyć tą wspaniała atmosferę stworzoną przez Krzysztofa.
Będąc jeszcze pod wpływem ostatniego wpisu chciałbym rozwiać kolejny mit. Tym razem będzie to mit dyskryminacji kobiet. Akurat fajnie, że to teraz poruszam ten temat, bo jako przedstawiciel męskiej części populacji czuję się dyskryminowany z powodu braku dnia mężczyzn jako oficjalnego święta. Kiedyś to mogłem mieć na to wyjebane, bo był dzień dziecka, później nawet dzień chłopca dla niepoznaki nazywany dniem chłopaka, żebyśmy czuli się bardziej dorośli. Co prawda można jeszcze obchodzić dzień ojca, ale jakoś nie śpieszy mi się do tego a poza tym to i tak w kalendarzu jest dzień matki, więc nie czułbym się wyróżniony, ale może do tego czasu coś spece wymyślą. Trzeba mieć nadzieje. Zawsze zostaje też dzień dziadka.

A o czym to ja miałem mówić? A tak, otóż utarło się przekonanie, że kobiety są dyskryminowane w pracy. Niektórzy "eksperci" przytaczają dane statystyczne z których jasno wynika, że kobiety na tych samych stanowiskach zarabiają czasem nawet i o 1/3 mniej niż mężczyźni, co jest oczywiście nieformalną zmową mężczyzn przeciwko kobietom. A teraz zejdźmy może na ziemie. Załóżmy, że jesteśmy właścicielami firmy, która to oprócz z horrendalnymi podatkami, musi się zmagać z konkurencją. Dla dobra firmy oczywiście zatrudniłbym same kobiety, żeby mieć niższe koszty pracownicze niż inni a to stwarzałoby sporą przewagę nad konkurentami.
Tak więc gdy odrzuciliśmy dyskryminację jako motyw przewodni, zajmijmy się innymi możliwościami.
Pierwsza to możliwe, że kobiety nie są wcale dyskryminowane i nie zarabiają mniej.
Druga to, że kobiety nie pracują jednak tak dobrze jak mężczyźni i nie ma żadnego ekonomicznego uzasadnienia płacenia takiej samej pensji.
Szczególnie pozdrawiam w tym miejscu feministki wojujące.

niedziela, 7 marca 2010

pogromcy pogromców mitów.

Przeglądając siec zawsze można znaleźć inteligentnie brzmiące bzdury, tym razem oto takiego kwiatka znalazłem na blogu trystero: http://blogi.ifin24.pl/trystero/2010/02/26/pseudo-liberalne-mity-korwin-mikke-o-ubezpieczeniach-oc/

Trystero tym razem wcielił się w postać pogromcy "mitów". Trys zresztą ma bardzo bogatą historię starć z różnego rodzaju "mitami ekonomicznymi". Zazwyczaj powołuje się na tzw. konsensus naukowy, czyli po prostu bo tak jest. Tym razem jednak trystero użył zaawansowanych metod statystycznych i analitycznych w postaci exela.

Co my tam bedziemy pieprzyć, oddajmy głos bohaterowi wpisu:

Przede wszystkim, ustalmy jedną rzecz: Korwin-Mikke pisał o obowiązkowych ubezpieczeniach OC. Trudno przecież uwierzyć, by ten radykalny zwolennik wolnego rynku zachęcał do brutalnego ograniczenia wolności zawierania umów i zdelegalizowania ubezpieczeń komunikacyjnych.

Takich fikołków erystycznych dawno nie widziałem, brawo! Czyli według trystero zniesienie przymusu jest równoznaczne z ograniczaniem kogokolwiek. Nam się zawsze przymus kojarzył z ograniczeniami a nie jego brak. dodatkowo wypowiedź okraszona słowami radykalny zwolennik i brutalne ograniczenie wolności a może od razu ultras i faszysta?

Zacznijmy od pewnej ciekawostki. Istnieje cywilizowane miejsce na świecie gdzie prawo nie wymaga posiadania komunikacyjnego ubezpieczenia OC – to stan New Hampshire (NH) w USA. Zapewne, czytelnicy zastanawiają się teraz jak wielkie rzesze rezydentów New Hampshire skorzystało z tej wolności od przymusu posiadania OC. Znam odpowiedź: 11%. Pozostałe 89% wykupiło ubezpieczenie OC chociaż nie jest ono obowiązkowe. Warto zwrócić uwagę, że średni odsetek nieubezpieczonych kierowców w USA w 2007 roku wyniósł 13,8%. Innymi słowy: mimo, że nikt nie zmusza rezydentów NH do posiadania OC i tak odsetek kierowców z OC jest wyższy w NH niż średnia dla USA.

No i bardzo dobrze, że ich nikt nie zmusza a jeśli ilość ubezpieczonych jest wyższy przy braku przymusu, to może lepiej ten przymus znieść, więcej ludzi się ubezpieczy i to bez gadania, że muszą. Usprawiedliwianie ograniczenia wolności brakiem chęci jej posiadania(ucieczka od wolności erich fromm) już przerabialiśmy po I Wojnie Światowej i wiemy jak to się skończyło.

W tym miejscu warto zwrócić uwagę na gigantyczny błąd jaki popełniają zwolennicy radykalnego liberalizmu (RL): zupełnie ignorują fakt, że większość ludzi obdarzona jest bardzo silną awersją do ryzyka. Nie wiem czy wśród zwolenników RL jest nadreprezentacja osób z uszkodzonym mechanizmem samozachowawczym – faktem jest jednak, że historia cywilizacji to historia szukania stabilności i bezpieczeństwa. Zapytajcie swoich znajomych ilu z nich nie wykupiłoby OC gdyby nie było obowiązkowe… Myślę, że wyniki nie będą odbiegać od przykładu z New Hampshire. Mówiąc prosto: ubezpieczenia są odpowiedzią na oczekiwania ludzi – to typowy mechanizm rynkowy!

Ha Ha. Tak bardzo typowy mechanizm rynkowy w gospodarce centralnie sterowanej. Może nie tyle typowy co normalny mechanizm gospodarki rynkowej, byłby w tedy gdyby owego przymusu nie było. Przecież każdy użytkownik samochodu gdy kupuje wóz uwzględnia koszty ubezpieczenia. Dużej części ludzi nie stać na OC, więc nie kupują samochodu. Eliminujemy wtedy z dróg część ludzi, których stać na samochód a nie stać na ubezpieczenie, co nie jest na pewno elementem gospodarki rynkowej.

Zajmijmy się teraz najważniejszym argumentem Korwina-Mikke, przekonaniem, że nieubezpieczeni jeżdżą ostrożniej i powodują mniej wypadków. W raporcie What We Know About Uninsured Motorists and How Well We Know What We Know z 1997 roku Daniel Khazzoom cytuje badania z Kalifornii, z których wynika, że choć w 1990 roku odsetek nieubezpieczonych kierowców (do kierowców ogółem) w Kalifornii wynosił mniej niż 28% to z innego zestawu danych wynika, że uczestniczyli w 55%-61% wypadków śmiertelnych, 45% poważnych wypadków (z obrażeniami ciała) i 34% wykroczeń drogowych (traffic citations). Inne dane statystyczne cytowane przez Khazzoom potwierdzają stanowisko, że wbrew obiegowym opiniom, nieubezpieczeni kierowcy powodują więcej wypadków.

Wobec obecnego prawa, każdy kto ma samochód a nie posiada OC jest kryminalistą. Każdy kto nie chce mieć problemów z prawem płaci przez nos te składki. Prawdą też jest, że ten kto ma sobie prawo za nic w dupie ma też OC. Tacy ludzie, ignorują również inne zakazy takie jak ograniczenia prędkości itd. Zwiększona wypadkowość w tej grupie jest niezależna od posiadania ubezpieczenia. Nie dopatrywałbym się ty żadnej zależności. Trys myli to zależność z korelacją. A poza tym to mógłbym bez trudu znaleźć badania mówiące coś całkowicie odwrotnego.


Najtragiczniejsze jest to, że z danych z USA wynika, że ubezpieczenia nie wykupują osoby, których na pewno nie byłoby stać na pokrycie kosztów zawinionego wypadku. Za tę niefrasobliwość płacą zresztą wszyscy kierowcy wykupując polisy od ‘nieubezpieczonego kierowcy’. Innymi słowy: Korwin-Mikke nie tylko się myli twierdząc, że perspektywa utraty całego majątku skłoniłaby ludzi do ostrożnej jazdy. Po pierwsze, zdecydowana większość kierowców i tak by się ubezpieczyła w celu ograniczenia ryzyka. Po drugie, Ci, którzy nie kupiliby ubezpieczenia nie jeździliby bezpieczniej na co wskazują dane statystyczne na temat wypadków powodowanych przez nieubezpieczonych kierowców w USA. Jedynym skutkiem zmian postulowanych przez Korwin-Mikke byłaby duża liczba uczciwych, porządnych ludzi, wegetujących na skraju nędzy po tym jak zostali ranni w wypadkach drogowych spowodowanych przez kierowcę bez ubezpieczenia i bez aktywów na pokrycie kosztów leczenia, rehabilitacji czy renty. Radykalnie liberalny raj.


Kto chciałby się ubezpieczyć to by się ubezpieczył, tylko z tą różnicą, że tym razem częściowa refundacją nie byliby obciążeni bezwypadkowi użytkownicy ruchu. Jeśli ktoś używa samochodu 2 razy na tydzień czy tylko przez krótki okres w roku ubezpieczenia by nie kupował, podobnie jak spokojni użytkownicy drogi, którzy woleliby te pieniądze wydać na coś innego.

Tak więc gratulujemy myślenia exelem i życzymy wielu sukcesów w przyszłości.