Pod względem jakości piw sesyjnych(powiedzmy codziennych) polskie trunki nie plasują się zbyt wysoko, co nie przeszkadza w odnoszeniu sukcesów. Kilku idiotom lub agentom się to nie podoba i już szykują odpowiednie zmiany w prawie.
Przeczytałem bodaj wczoraj na parówkowym portalu, że wiceminister zdrowia zastanawia się nad wprowadzeniem minimalnej ceny na piwo, która ma wynosić 2zł za piwo.
Pierwsza moja myśl to tak, że nasz ukochany rząd nagle zapałał miłością do małych browarów w których nie produkuje się piwa za 2 ani nawet za 3zł tylko więcej, dla przykładu piwo na zdjęciu powyżej udało mi się niedawno ustrzelić za 6zł butelka, co w mojej ocenie było dużą okazją.
Trochę żartowałem, nigdy nie pomyślałbym, że rząd ma jakieś patriotyczne odruchy. Pierwszą moją myślą było to, że ustalenie minimalnej ceny piwa to też ustalenie minimalnej kwoty podatku. Co nie udało by się wyrwać na poczet podatku akcyzowego udałoby się odebrać VATem. Dlatego też się śmieje, że ustanowienie ceny minimalnej to ukłon w stronę małych browarów, które to przez stosunkowo wysokie ceny piwa bardziej dobijane są VATem niż akcyzą, jak komuś się chce to niech sobie to policzy;)
Ciekawe są swoja drogą tłumaczenia, że jak się podniesie minimalną cenę piwa to i się alkoholizm zmniejszy. Prawda jest taka, że żul albo podwyżki nie poczuje, bo mu się zrobi po prostu mocniejsze piwo lub będzie pił coś innego. Młodzież swojej przygody z alkoholem nie zaczyna też od tanich piw. Wśród nieletnich hitem są piwa smakowe i radlery. Wiem po swoich znajomych, dla których Tyskie było "za gorzkie" woleli pić Redd'sy, które do tanich nie należą.
Poza tym cały z dobrą dekadę albo z dwie wbija się nam do głowy, że trzeba pić piwo a nie wódkę, bo Niemcy i inne cywilizowane narody piją piwo a nie wódę jak Ruskie, że kultura picia i tym podobne bzdety, więc bodźmy konsekwentni, jak nie to większa ilość Polaków pójdzie w kierunku, który już jakiś czas temu sam obrałem. Mianowicie kupiłem sobie butlę do wina i pojemnik fermentacyjny, dzięki którym już dziś zaspokajam około 80% swojego "zapotrzebowania" na alkohol. Co prawda wino się już trochę nudzi, ale zawsze mogę spróbować zrobić piwo lub cydr. Oczywiście każdego zachęcam do takiego kroku a Szczurek z Tuskiem niech się później martwią.
A wracając do tytułowych agentów to wydaje mi się, że mogą to być jacyś czescy agenci, bo jak się okazuje dzięki jednemu z większych koncernów na naszym rynku przyczynia się do korzystnego bilansu z Czechami w obrocie piwem. Krótko mówiąc sprzedajemy więcej piwa do Czech niż Czeci do Polski. Nie ciężko się domyślić, że bilans ten nie jest tak dobry, bo mamy dobre piwo tylko mocne i w miarę tanie.
Poza tym ceny minimalne tak ordynarnie śmierdzą socjalizmem, że aż w oczy szczypie;)
środa, 23 lipca 2014
wtorek, 15 lipca 2014
Ból d*py, bo Chazan...
Już od jakiegoś czasu media strasznie ekscytują się "sprawą Chazana". Pytanie jest tylko czym tu się ekscytować?
W Polsce wykonuje się od 500 do 700 tzw. legalnych aborcji rocznie. Ponoć większość z tego to dzieci z zespołem Downa itp. Nie doszukałem się niestety szczegółowych danych na ten temat, ale jakby tak odliczyć średnio i lekko upośledzonych i rzekomych gwałtów, piszę rzekomych bo jeśli np. czternastolatka sypia ze swoim piętnastoletnim chłopakiem to ciężko mówić o gwałcie, chociaż tak w prawie stoi. Stawiam tezę, że uzasadnionych aborcji w Polsce rocznie może być coś koło setki, czyli jest to sprawa całkowicie marginalna, nawet dla neonazistów z eugenicznymi ciągotkami.
Poza tym ludzie z zespołem Downa mogą mieć nawet iloraz inteligencji 70, czyli niewiele mniej niż przeciętny wyborca Platformy a już na pewno różnica punktowa między nimi a ludźmi z zespołem Downa nie jest większa niż między mną a statystycznym wyborcą Tuska a mimo o nie dążę do terminacji tej grupy ludzi.
Dziwi mnie też ten entuzjazm eugeników dla in vitro no bo przecież wiadomo, że takie dzieci mają mniejszą szansę być zdrowe niż dzieci z in vivo.
Poza tym chyba są większe problemy w Polsce niż aborcja. Przykładowo co roku w Polsce ginie na drogach 5000 ludzi a drugie tyle popełnia samobójstwo, może tym się ktoś zajmie?
Dziwi mnie dychotomiczny charakter zaradności niektórych ludzi. Wydaje mi się, że jeśli ktoś potrafi biegać po urzędach i szpitalach, żeby załatwić sobie in vitro to chyba potrafi znaleźć szpital który przeprowadzi aborcję, no bo jak jeden odmówi to znajdzie się drugi. Aborcja to nie jest zawał albo wylew, że jak się tego nie załatwi od ręki to będzie koniec.
Wielu aborcji można było by uniknąć gdyby stosowano się do przeciwwskazań np. pani Alicja T. chciała dokonać aborcji, bo bała się, że straci wzrok mimo, że wiedziała o tym zanim zaszła. Podobnie warto wiedzieć czy nie jest się nosicielem wadliwego genu, który który po związaniu się z "niewłaściwym" partnerem może mieć opłakane skutki jak w przypadku mukowiscydozy czy chociażby hemofilii(nie mam pojęci czy to się kwalifikuję pod aborcję).
W Polsce wykonuje się od 500 do 700 tzw. legalnych aborcji rocznie. Ponoć większość z tego to dzieci z zespołem Downa itp. Nie doszukałem się niestety szczegółowych danych na ten temat, ale jakby tak odliczyć średnio i lekko upośledzonych i rzekomych gwałtów, piszę rzekomych bo jeśli np. czternastolatka sypia ze swoim piętnastoletnim chłopakiem to ciężko mówić o gwałcie, chociaż tak w prawie stoi. Stawiam tezę, że uzasadnionych aborcji w Polsce rocznie może być coś koło setki, czyli jest to sprawa całkowicie marginalna, nawet dla neonazistów z eugenicznymi ciągotkami.
Poza tym ludzie z zespołem Downa mogą mieć nawet iloraz inteligencji 70, czyli niewiele mniej niż przeciętny wyborca Platformy a już na pewno różnica punktowa między nimi a ludźmi z zespołem Downa nie jest większa niż między mną a statystycznym wyborcą Tuska a mimo o nie dążę do terminacji tej grupy ludzi.
Dziwi mnie też ten entuzjazm eugeników dla in vitro no bo przecież wiadomo, że takie dzieci mają mniejszą szansę być zdrowe niż dzieci z in vivo.
Poza tym chyba są większe problemy w Polsce niż aborcja. Przykładowo co roku w Polsce ginie na drogach 5000 ludzi a drugie tyle popełnia samobójstwo, może tym się ktoś zajmie?
Dziwi mnie dychotomiczny charakter zaradności niektórych ludzi. Wydaje mi się, że jeśli ktoś potrafi biegać po urzędach i szpitalach, żeby załatwić sobie in vitro to chyba potrafi znaleźć szpital który przeprowadzi aborcję, no bo jak jeden odmówi to znajdzie się drugi. Aborcja to nie jest zawał albo wylew, że jak się tego nie załatwi od ręki to będzie koniec.
Wielu aborcji można było by uniknąć gdyby stosowano się do przeciwwskazań np. pani Alicja T. chciała dokonać aborcji, bo bała się, że straci wzrok mimo, że wiedziała o tym zanim zaszła. Podobnie warto wiedzieć czy nie jest się nosicielem wadliwego genu, który który po związaniu się z "niewłaściwym" partnerem może mieć opłakane skutki jak w przypadku mukowiscydozy czy chociażby hemofilii(nie mam pojęci czy to się kwalifikuję pod aborcję).