neofita
Określenie to stosuje się do nowego wyznawcy danej ideologii lub do polityka zmieniającego przynależność partyjną. Ma ono wtedy charakter ironiczny i podkreśla jego przesadną gorliwość oraz niejednokrotnie ostentacyjne obnoszenie się z nowo przyjętymi zasadami.
wikipedia
Ile ja w życiu takich osób widziałem. Całe multum. Zastanawia mnie zawsze jak taki człowiek może się z dnia na dzień odwrócić od swoich założeń i zacząć krytykować to co robił, wierzył jeszcze niedawno. Być może tego nie rozumiem, bo nigdy nie wygłaszam pochopnych też, jeśli już to nagle się z nich nie wycofuje, tylko po cichaczu. Bo gdy myślę sobie, że raz mówię to a raz to krytykuje. Gdy czegoś jeszcze nie znam powstrzymuje się od komentowania np. słyszę jakąś piosenkę i wydaje mi się fajna to nie krzyczę od razu: kurwa, słyszycie jaka zajebista piosenka. i słucham jej co chwila a po tygodniu mówiąc, że chujowa jest i ten komu wydaje się, że jest fajna jest gupi. Hipokryzja co nie? Chciałbym ten temat zilustrować na dwóch dobrze znanych nam wszystkim przykładach czyli rozwojowi muzyki klubowej od roku 2000 i obecnych trendach neopoganizacyjnych współczesnej Polski.
Równie ciekawe dla mnie jest, że nasz neofita już od pierwszego nawrócenia już nigdy się nie nawraca i swoje pierwsze objawienie uważa za wiążące. Może wstydzi się przyznać, że zbłądził?
Czy nawrócić można się tylko raz? Otóż nie, ale osoba taka za zwyczaj lubi palić za sobą mosty. Tzn. promowane przez siebie zachowania bardzo silnie chwali, wiec gdy zmienia zdanie na przeciwne musi krzyczeć jeszcze głośnie, wiec trudno było by sobie wyobrazić jak głośno musiała by ta osoba drzeć ryja aby powrócić do zdania pierwotnego. Chociaż istnieje tutaj ryzyko uznania takiej osoby za mało wiarygodną, bez zdania, miotająca się niczym chorągiewka na wietrze, lub za osobę psychiczną, bo tak ryja drze. A wszystko było by ok. gdyby nie darła tak ryja od początku(jest to niestety wynikiem przyjęcia miary jakoby wartość osób mierzono w ilościach decybeli, które z siebie wydają). Poza tym zauważam niepokojąca tendencje u współczesnej populacji. Ludzie lubią się kłócić. Czemu? A bo tak. (Ale o tym innym razem wpisie dyskusja z burakiem).
Pamiętam jeszcze tych ludzi którzy spuszczali się jaka to wyjadana impra była. Jak się cieszyli, że idą na następną. Jak sami bawili się atomiksem jak muza z głośników była słyszana z kilometra koszulki clubbasse, jak nosili białe rękawiczki, jak wyskoczenie jako pierwszy na parkiet było uznawane za punkt honoru, jak widziałem te ich skrzywione miny gdy sami byli na parkiecie, te pretensje do innych, że nie umieją się bawić. Dziś widzę tych samych ludzi którzy jeszcze niedawno śmiali się z rękawiczek muzykę tę nazywają wiksą białe rękawiczki uznają za szczyt siary. Dziś na dyskotekę nie pójdą, bo z wixą nie chcą mieć nic wspólnego a usłyszenie utworu o tempie ponad 100 uderzeń na minutę kojarzone jest jednoznacznie(polecam w tym miejscu Mozarta- 60 uderzeń na minutę). A wszystko to, bo jakimś gością z wytwórni nie podobało się, że Polacy robią biznes na muzyce bez nich. A że dobrym sposobem walki jest ośmieszenie reszta już gładko poszła. W zamian dali nam Tiesto van Burena Gielena i całą resztę a chodziło w tym wszystkim tylko i wyłącznie o kasę. Polskie techno trwało by po dzień dzisiejszy gdyby Kriss i spółka chcieli podzielić się kasą.
A wracając do naszych żałosnych neofitów początkowo przerzucili się na to co im wielki brat daje czyli na trance, a że trance, też zaczynało się stawać popularne wkraczając do miejsc, których chcieli unikać i tego się wyparli zniżając się coraz bardziej najpierw do hausu, później do elektro, aż wychodzą całkowicie z tej rodziny gatunków do całkowicie niszowych takich jak reggae, funky i huj wie co, może i nawet do disco. Panowie ci pamiętają że najbardziej szczekać mają na techno. Tacy gorliwi neofici.
Kolejnym a zarazem ostatnim przykładem będą nawróceni katolicy, tacy którym nie chce się chodzić do kościoła i znajdą sobie 100 wymówek dlaczego. Słyszałem wiele razy od takich, że zamiast iść do kościoła lepiej jest się samemu pomodlić w skupieniu, że chodzenie do kościoła co tydzień jest głupotą, że ten przymus jest idiotyczny. Na pierwszy rzut oka te ich tezy wyglądają dość logicznie, ale i tu znajdziemy nieścisłości. To ja pytam takiego neofitę: to jeśli uważasz, że zamiast iść do kościoła lepiej się pomodlić, to powiedz mi kiedy się ostatnio modliłeś. Co się okazuje, że nie pamięta.
Innym ciekawym aspektem jest też to, że taki neofita ignoruje swoje subiektywne, bądź obiektywne odczucia spostrzeżenia na rzecz nowo przyjętej doktryny. Dziwi mnie to o tyle, że to oni wytykają brak refleksji nad punktem spornym tradycjonalistą.
Warto też wspomnieć, że gorliwy neofita to rodzaj pożytecznego idioty który za zadanie ma powtarzać wbite mu banialuki.
Wszystko było by dobrze gdyby taki neofita osiągał swoje „oświecenie” sam. Jednak najczęściej dzieje się to za sprawą jego otoczenia, mediów i innych grup nacisku. Ale czy o takim neopoganinie można powiedzieć, że jeśli jego wiara a ściśle niewiara zależna i tożsama jest z jakąś grupą osób, że jest sekciarzem? Myślę, że spokojnie można go tak nazwać, bo jeśli boi się powrócić do swojej pierwotnej koncepcji ze względu na jakąś formę nacisku np. wyśmianiem to już można mówić o terrorze.
Z deszczu pod rynnę, jak mawiali dziadowie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz