czwartek, 10 marca 2011

Co ma cukier do wiatraka- Rafał Ziemkiewicz.

Przedruk z Uważam Rze.

Wracając po socjalizmie do wielkiej rodziny wolnych, także rynkowo, krajów Europy, nie myśleliśmy, że produkcja cukru okaże się strategiczną kwestią UE.


Początek lat. 90. to dla mnie początek diennikarzenia,ale przede wszystkim, start ustrojowej i gospodarczej transformacji. Rok, nie pamiętam już dobrze, 1991 albo 1992. I po raz pierwszy chyba niezwykle upalne lato. Dwa miesiące dzień w dzień około 30 stopni i ani kropli deszczu. Pamiętają państwo, co wtedy stało się na krótko głównym tematem mediów? Wiatraczki. takie małe biurowe wentylatory. Gdy zaczął się skwar, wykupiono je ze sklepów w ciągu paru godzin, a w ciągu paru następnych zniknęły z hurtowni. I okazało się, że więcej wiatraczków ni będzie, bo fabryka, która je robiła, wtedy jeszcze państwowa, zdycha, i w ramach konwulsji na dwa wakacyjne miesiące zamknęła się na kołek, wypychając pracowników na bezpłatne urlopy. I ponowne uruchomienie produkcji nie jest możliwe szybciej niż za dwa miesiące. A z kolei z zagranicy wiatraczka nie sprowadzisz, bo dla ratowania zdychającego "przemysłu terenowego" władze, jeszcze peerelowskie, ustawowo nałożyły na import podobnego ustrojstwa wysokie cła, a miana stanu prawnego... ho, ho, u trzeba znacznie więcej niż dwa miesiące, każdy wie.
Więc w efekcie wszyscy dyszeli w przegrzanych pomieszczeniach jak zziajane psy, usiłując się wachlować gazetami i powtarzając z dumą, że o proszę, cóż za modelowy przykład, jakim systematem absurdów i nonsensów był socjalizm.
Z którym już kończymy, wracając do Europy, do Zachodu, do wielkiej rodziny krajów wolnych i jak się wtedy naiwnie myślało kapitalistycznych. Pamiętacie państwo?Jeśli nie, nie ma potrzeby grzebać w niesfornej pamięci. wystarczy zajrzeć do najbliższego sklepiku i zapytać, dlaczego tak drożeje cukier. Oczywiście, zawsze może się trafić mniej kumaty sprzedawca, który wiedzieć będzie tylko że drożeje, bo więcej sobie za niego życzą w hurtowni. Ale prawdopodobnie sklepikarz będzie umiał wyjaśnić, a jeśli kto ciekaw, sam może zajrzeć do ekonomicznych serwisów, że ceny cukru szybują, bo popyt gwałtownie rozminął się z unijnymi regulacjami.
Bo nie ma czegoś takiego jak "rynek cukru". Cukier jest europejskim surowcem strategicznym, który produkować wolno tylko w ramach wyznaczonych "kwot", a te kwoty wyznaczane są na wieloletnie okresy, poza tym Unia włożyła ogromne dotacje w likwidację cukrowni i upraw buraków, wszystko to zostało przez mądrych planistów bardzo dobrze przeliczone. A że się minęło z rzeczywistością, to już nie wina planistów, bo skąd mogli przewidzieć?
Tak czy owak. cukru wolno nam wyprodukować bardzo mało, nawet gdybyśmy chcieli więcej, nie ma jak, importować nie wolno pod unijnym zakazem, więc cena idzie do góry. I zanim stosowne podania i dezyderaty przejdą odpowiednią drogę, zanim dostojne eurogremia przetłumaczą je na wszystkich paręnaście języków, przeczytają, przemyślą, zbiorą się ustalą porządek dzienny... to prędzej byli bimbrownicy zaczną w Polsce na masową skalę z powrotem odcedzać deficytowy cukier z wódki. Tej europejskiej, na bananach, bo zboże i ziemniaki też są objęte wspólną unijną polityką. I tak uciekliśmy z realnego socjalizmu. W drugi realny socjalizm.
Aha, miesiąc temu czytałem, że wyroby cukiernicze to najbardziej dynamicznie rosnąca dziedzina naszego eksportu. Kilka dni temu, że branża przy cenie hurtowej 4 złote za kilo bankrutuje.


Uważam Rze nr. 5/2011.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz