Dziś mało poważny wpis, ale nie o poważnej sprawie, tylko o nie poważnym podejściu.
http://facet.wp.pl/kat,1007899,wid,10538316,wiadomosc.html
Na naszym blogu nie śmiejemy się z ofiar gwałtów, bo jak mało co cenimy sobie godność i prawo do nietykalności osobistej. Współczujemy wszystkim kobietą, które zostały w ten sposób potraktowane. W tym wpisie szydzimy tylko z autora, która sobie zrobił pośmiewisko z tak ważnego tematu i demaskujemy jego mijanie się z prawdą.
(kolorem niebieskim przedstawiony jest mój komentarz.)
Marta była mocno wkurzona na Janusza. Nie miała stałego chłopaka, a chciała się wybrać do nowej dyskoteki i to właśnie jej sąsiad, Janusz, przyjaciel od dzieciństwa obiecał jej towarzyszyć w najbliższy piątek.
jak pech, to pech. Fatum już wisiało nad Martą od samego początku.
Kilka godzin przed umówionym spotkaniem zadzwonił jednak na komórkę i powiedział, że wyprawy nici, bo przyjeżdża jego dziewczyna i idą do znajomych. Marta zdecydowała, że wybierze się sama.
Marta jak widać nie jest ich znajomą tzn. jest, ale nie jest. Zresztą sami wiecie. Przyjaciel to nie znajomy i na imprezy się go nie bierze.
Za serwowanym w większości lokali techno nie przepadała, więc była mile zaskoczona rytmami disco w nowym klubie. Spotkała znajomych z uczelni, chwilę porozmawiali, ale tamci mieli swoje towarzystwo, więc znowu siedziała przy barze i sączyła piwo.
Marta poszła rozczarować się rytmami techno w nowym klubie(bo takie miała zamierzenie), ale znów się pomyliła. Fatum trwa dalej.
Gdy obok usiadło dwóch facetów koło trzydziestki najpierw się zirytowała.
– Myślałam, że będą puszczać stałe teksty o „pięknej i samotnej”, ale okazali się całkiem mili – opowiada Marta. – Zamówili jeszcze jakieś piwo, bo mocniejszych alkoholi raczej unikam, porozmawialiśmy, z jednym zatańczyłam dwukrotnie i… dalej nic. Pustka.
Czy osoba zgwałcona miło wspominałaby oprawców słowami „okazali się całkiem mili”?
No może gdyby było to lekkie pukanie z jednym, ale tam już dochodziło do grupowego gwałtu z uszkodzeniem ciała.
Marta nie wie, co się działo prawie przez całą noc. Ocknęła się na ławce, na niewielkim skwerku. – Już było jasno, a przecież pamiętam, że niedawno była godzina 20 i tańczyłam w dyskotece w całkiem innej dzielnicy – relacjonuje dziewczyna.
jak widać Marta na dyskoteki się nie spóźnia. Do godziny dwudziestej zdążyła wypić co najmniej 2 piwa, zatańczyć dwa razy(sugeruje to przerwę miedzy dwoma tańcami najprawdopodobniej na trzecie piwo) i poczekać na działanie narkotyku. Wcześniej na tej dyskotece widziała swoich znajomych. Ciekawe o której ta dyskoteka musiała się zacząć?
– Byłam jakaś „połamana” bolał mnie brzuch, ogólnie źle się czułam, a na dodatek miałam kompletną dziurę w pamięci. Nic mi nie zginęło, miałam torebkę, a w niej komórkę i portfel, więc pomyślałam, że po prostu się upiłam.
Upitych się nie okrada. He he he. Marta nie wie, o której się obudziła chodź miała przy sobie komórkę.
Marta może przeszłaby nad całą sprawą do porządku dziennego, gdy nie fakt, że coraz bardziej bolało ją podbrzusze i zdecydowała się na pójście do lekarza.
Jak wiemy na naszą Martę czas działa trochę inaczej. Potrafiła w błyskawiczny sposób pozbyć się objawów rzekomego kaca. Nawet te „połamanie”. Niestety jeden objaw nie dawał jej spokoju. Coraz bardziej bolące podbrzusze. W błyskawicznym tempie podjęła decyzję o wybraniu się do lekarza internisty.
Internista zasugerował wizytę u ginekologa, a ten, po badaniu, stwierdził wprost: - Nie może pani uprawiać tak intensywnego seksu, bo to się może na zdrowiu odbić.
Że nasza Marta zwlekać nie lubi, już tego samego dnia była u ginekologa. Ta to dba o zdrowie i ma jakiś niesamowitych lekarzy w okolicy. Przeciętny Polak to by to tydzień załatwiał.
Marta zbaraniała: - Jaki seks? Przecież ostatni raz to było prawie miesiąc temu? Ginekolog nie zostawił złudzeń: - W ciągu ostatniej doby odbyła pani stosunek, i to chyba nie jeden.
Marta przypomniała sobie dwójkę dyskotekowych kompanów i zrozumiała skąd ta wielogodzinna luka w pamięci, obolałe ciało i werdykt ginekologa.
Marta przypomina sobie kompanów nawet taniec z nimi, jakimi tekstami ją zagadywali, ale niestety nie pamięta jak wyglądali, jak mieli na imię itp.
Dyskotekowy bywalec o „dragrejpie” słyszał, ale żeby tak z własnego doświadczenia, to nie.
– A co to za przyjemność na śpiocha? - wykłada swój punkt widzenia. – Tu dużo jest chętnych dziewczyn i wystarczy postawić parę drinków, a nie żeby od razu w dragi inwestować. Jakaś trawka to co innego, ale takie paskudztwo?
(przykład cymbała, który jeszcze dupy nie miał)
- Ale są takie palanty, co dosypują dragi do piwa – wtrąca przysłuchująca się rozmowie mocno wymalowana dziewczyna (później okazuje się, że ma 17 lat).
(Mocno wymalowana to pewnie nieletnia. Wiadomo nie, przecież tyle reportaży o tym było.)
– Jedna moja koleżanka poszła z taki na ognisko i obudziła się po dziesięciu godzinach goła w trawie, a wypiła tylko jedno piwo. Ale chyba nic jej nie zrobili, tylko rozebrali.
Jak się bawić to się bawić. Pomijając już fakt, że taka pigułka tania nie jest.
Gdy pytam, czy jakoś zareagowała i zgłosiła sprawę policji siedemnastolatka robi zdziwioną minę. – Żeby się starzy dowiedzieli? To by dopiero miała przechlapane i szlaban na wychodzenie z domu…
Autor chciał przedstawić rzekomą bezsilność wobec zjawiska. Też było o tym sporo reportaży.
Właściciel dyskoteki nie zna żadnego przypadku, żeby w grę wchodziła „pigułka gwałtu”.
– Gdyby coś takiego się zdarzyło, to pewnie byłaby policja, jakieś śledztwo. U mnie takiej sprawy na pewno nie było – wzrusza ramionami.
I teraz każdy wyobraża sobie, jak ten pan wzrusza ramionami, znamy to z psychologii tłumu.
– Tutaj wszyscy są pełnoletni, sprawdzamy dowody osobiste, żeby małolatom alkoholu nie lać, a jak się trafi ktoś z narkotykami to wylatuje na zbity pysk i ma szlaban na stałe.
No wiadomo, że nie lać przecież ich nie ma. A z tymi narkotykami to pokerowe zagranie. Gość nie wzywa policji tylko sobie w notesiku notuje, kto miał dragi.
A te wypowiedzi innych uczestników imprez, to są już po niżej pasa. Ja rozumiem, że głupota uwiarygodnia, ale też trzeba mieć trochę godności. Może i te teksy działają na wyobraźnie, ale są wyssane z palca. Jest to czysta bajka czyli krótki utwór literacki, żartobliwy, zawierający morał i charakter dydaktyczny.
Przekaz jest prosty nie chodźcie dziecka same na dyskotekę, szczególnie w rytmach disco bo tam same zboki są.
My w teorii życia mamy garść wskazówek dla innych Mart i właścicieli dyskotek jak przeciwdziałać tego typu ekscesom w przyszłości.
Załóżmy ze ta dyskoteka była tak wielka(sic! dyskoteka w mieście), że znajomi ze studiów, już Martusi więcej nie widzieli i tych 2 fagasów też nie.
Martusia mądra powinna swojego piwa pilnować, przecież ich nie zna. Nie ?
Załóżmy, że ochrona w dyskotece nie reagowała, gdy jacyś goście prowadzili najebaną w trzy dupy kobietę i ochroniarzom umknęły wizerunki tych panów.
To na pewno zarejestrowała ich kamera przed wejściem. Nie było? Wszędzie są. A monitoring miejski też nie sprawny? Przecież odbyła drogę do co najmniej sąsiedniej dzielnicy.
Pewnie był monitoring, ale ci panowie obeszli go stosując kominiarki, które ściągnęli po wejściu, (mogłoby to wzbudzić podejrzenia Marty.)
Od biedy Marta mogła również poprosić figurantów o okazanie dowodów tożsamości, ale nie.
Czytając ten tekst, też początkowo się nabrałem i pomyślałem co za skurwysyny, ale po zastanowieniu stwierdziłem, że coś tu nie gra i po analizie jasne było, że to tylko fikcja literacka.
foto z http://edunet.tarnow.pl/pl
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz