środa, 25 kwietnia 2012

O jedności prawicy.

Jarosław Kaczyński wezwał ostatnio Zbigniewa Ziobro do powrotu rodzimej partii. Wcześniej dogadał się z Markiem Jurkiem. Jakie może mieć to konsekwencje w przyszłości? Podywagujmy trochę.

Muszę przyznać, że zamiary prezesa Kaczyńskiego są dla mnie w tym momencie nieczytelne. Nie wiem, czy taktyka PiSu polega na budowaniu drugiego płuca na prawicy czy jego niszczeniu.
W działaniach Jarosława Kaczyńskiego widzimy pewną niekonsekwencję, ale może tylko pozornie, bo jak wiemy nie ma dziś lepszej promocji w mediach niż poprzez atakowanie PiSu. Tu dochodzę do konkluzji, że PiS i SP może te całe konflikty symulować. Spytacie, ale po co? Gdy przyjrzymy się konstrukcji umysłowej leminga szybko stwierdzimy, że jego umysł nie jest zbyt pojemy i bywa często wręcz napełniony. Napełniony np. samym oglądaniem telewizji, z gotowym przekazem itd.
Z racji faktu, że do płemieła obrzydzenie żywi coraz więcej ludzi, nie można w kółko pokazywać jego spektakularnych klęsk sukcesów.
Logiką mediów prorządowych jest robienie wszystkiego, aby przypadkiem nie przyznać racji Kaczyńskiemu, więc jedyną szansą jest wciśnięcia kitu lemingowi, jest promowanie ugrupowania Ziobry i Kurskiego.
Jest to działanie logiczne i zwiększające elektorat prawicy. Leming nigdy nie będzie wyborcą PiSu i każdy o tym wie, ale jest szansa, że zostanie elektoratem SP.
Z punktu widzenia psychologii jest to również uzasadnione twierdzenie(reguła konsekwencji Cialdiniego). Jak młody, wykształcony przysiągł sobie, że nie zagłosuje na PiS to nie zagłosuje. Tyle żółci wylał przeciwko Kaczyńskiemu, tyle piany wytoczył, więc nie może się wycofać. A tak dyskretnie ma podsunięte pewne rozwiązanie.
Zwróćmy uwagę, że dziś podział polityczny przebiega wzdłuż osi Prawica-Lewica. Pewnie uznano, że prawicowy brand w Polsce nie jest zbyt chodliwy, wiec uznano, że prawicę Ziobry lepiej sprzedać jako partię centrolewicową.
Nawet jeśli SP okaże się "Socjalistyczną Polską" jak nazywają partie Ziobry i Kurskiego mniej lotni umysłowo internauci, to i tak jest to lewica lepsza jak wszystkie pozostałe, zgoda?
Ale pozwólcie, ze jeszcze wrócę do napełnionych umysłów, to myślę, że taki polityczny świat SP kontra PiS jest w sam raz na możliwości przerobowe tej grupy docelowej(pamiętajmy, że takie działanie najczęściej prowadzi do wypychania innych uczestników z głównego dyskursu politycznego). Tak jak przez wiele lat zadowalały ich pozorne ruchawki na lewicy tak i dziś ma to szansę przejść.
W tym świetle, więc nie uznaje wezwań do jedności prawicy jako błędów Kaczyńskiego.

środa, 18 kwietnia 2012

Betar

Kolejny dobry dokument Roberta Kaczmarka i Piotra Gontarczyka. Film opowiada zapomnianą historię budowy niepodległościowego ruchu żydowskiego, formowanego na terenie Polski międzywojennej.


Nie będę tu streszczał fabuły filmu, bo każdy może sobie obejrzeć tutaj. Chciałbym natomiast zwrócić uwagę na pewne ciekawe cechy tego ruchu.
Otóż Betarczycy ogromną wagę przywiązywali do Religii, tradycji i etosu. Nie była to żadna banda lewackich bojówkarzy.
Betar zwracał szczególną uwagę na wpajanie tych pozytywnych cech dzieciom i młodzieży, co było warunkiem koniecznym do budowy państwa Izrael mimo ogromu tragedii przeżytych przez tą społeczność w czasie II wojny światowej.
Betarczycy mieli jeden cel: budowę niepodległego państwa Izrael, gotowi byli poświęcić swoje kariery, mienie a nawet życie w tej sprawie.
Bez ducha Betaru wątpię, aby Żydzi mogli otrząść się po takiej tragedii.
Betarczycy nie mieli negatywnego stosunku do państwa polskiego, baa Betar był cicho wspierany przez Nasze państwo.
Żydzi chcieli osiedlić się na terenie Palestyny, więc polskie władze przymykały oko na działania przygotowujące Betarczyków pod konfrontacje na nowo zasiedlonym terenie. Czysty pragmatyzm.
Zastanawiający jest natomiast fakt, dlaczego historia tej organizacji, przez tak długi czas była rugowana z kart historii? I dlaczego tak ciekawe dokumenty muszą być przez polską telewizję puszczane w nocy?

wtorek, 10 kwietnia 2012

Z Krakowskiego Przedmieścia i o katastrofie.

To co dzieje się na Krakowskim Przedmieściu możecie na żywo obserwować tu:

http://www.popler.tv/prawoisprawiedliwosc#42603

A tutaj mamy jak pękały niektóre smoleńskie kłamstwa:


Jeszcze o smoleńskich kłamstwach za Rzeczpospolitą:

1

Pierwsze kłamstwo pojawiło się tuż po katastrofie. Mówiło o czterokrotnej próbie lądowania podjętej mimo fatalnych warunków atmosferycznych. Nie utrzymało nawet w raporcie Miedzypaństwowego Komitetu Lotniczego (MAK). Komitet pod przewodnictwem Tatiany Anodiny przyznał, że piloci tylko raz podchodzili do lądowania. MAK i polska komisja ministra Millera mają jednak inne zdanie na temat manewru, podczas którego doszło do katastrofy. Polska komisja uznała, że nie było to lądowanie, lecz tzw. podejście próbne mające na celu sprawdzenie warunków lądowania. Kłamstwem okazały się twierdzenia, że załoga Tu-154M nie znała rosyjskiego i nie mogła porozumieć się z wieżą.

2

Rola dowódcy sił powietrznych podczas manewru próbnego podejścia do lądowania według MAK była jedną z istotniejszych przyczyn katastrofy "Obecność w kabinie załogi w trakcie podejścia do lądowania osób postronnych z kręgu ludzi towarzyszących Głównemu Pasażerowi, na pewno zwiększyła napięcie i odwróciła uwagę załogi od wykonywania swoich obowiązków" – oskarżał raport MAK.

Komisja Millera była trochę łagodniejsza. "Elementem presji pośredniej była obecność Dowódcy Sił Powietrznych w kabinie załogi, gdyż w świadomości dowódcy statku powietrznego mogła pojawić się obawa o ocenę jakości wykonania przez niego podejścia do lądowania" – napisano w polskim raporcie. Tymczasem, jak pierwsza ujawniła "Rz", biegli z Instytutu Ekspertyz Sądowych im. Sehna w Krakowie nie zidentyfikowali głosu gen. Błasika w kokpicie. Kwestie, które MAK i Komisja Millera przypisały Dowódcy Sił Powietrznych, wypowiadał II pilot Robert Grzywna. Fakt ten miał dodatkowe znaczenie, bo II pilot robił to, co do niego należało, a w dodatku wbrew twierdzeniom MAK podawana przez niego aktualna wysokość zgadzała się z rzeczywistą.

Mimo tego odkrycia tezy zarówno raportu Millera, jak i Anodiny pozostały do dziś niezmienione. Już po ujawnieniu ekspertyzy Instytutu im. Sehna Jerzy Miller bronił raportu. – To nie ja twierdzę, że pan gen. Błasik był w kokpicie, tylko ciało gen. zostało znalezione w kokpicie po katastrofie i w związku z tym to nie wymaga dowodu ze strony komisji – mówił. Sęk w tym, że kokpit uległ całkowitej destrukcji. Dlatego Miller tłumaczył, że o obecności gen. Błasika w kabinie pilotów miał świadczyć fakt, że jego ciało znaleziono w pierwszym sektorze. – Sektor 1 to kokpit – stwierdził Miller, dodając, że znaleziono w nim ciała innych członków załogi.

Kłam temu zadała prokuratura, stwierdzając, że w sektorze 1 znaleziono ciała aż 12 osób (tyle by się nie zmieściło w kokpicie) i było tam jedynie ciało jednego członka załogi – nawigatora Artura Ziętka. Pozostałe ciała należały do generalicji. To może sugerować, że Błasik siedział w ostatniej fazie lotu z innymi generałami na wyznaczonym mu miejscu. Do dziś nikt nie przyznał się do rozpoznania głosu gen. Błasika. O identyfikację jego głosu nigdy nie została poproszona żona.

3

Rodzina gen. Błasika musiała też się zmagać z podaną przez MAK informacją, że w ostatniej fazie lotu miał być pijany. Opierała się ona na raporcie, że we krwi generała stwierdzono 0,6 promila alkoholu. Światowej sławy medyk sądowy prof. Michael Baden, który gościł niedawno w Polsce, stwierdził jednoznacznie, że przy takiej ilości alkoholu nie można mówić o tym, że generał był pijany. Był jednocześnie niezmiernie zdziwiony, że śladów alkoholu nie wykryto w wątrobie generała – Jeśli był we krwi, powinien być też w wątrobie. To może świadczyć, że krew i wątroba nie należały do tej samej osoby – mówił. Polscy specjaliści stwierdzali zaś, że tak mała ilość alkoholu wykryta we krwi może świadczyć, że miał on charakter endogenny, czyli utworzył się wskutek procesów zachodzących po śmierci. Jednak polskie władze nie dysponują żadnymi własnymi wynikami badań na ten temat.

Wbrew twierdzeniom ówczesnej minister zdrowia, a dziś marszałek Sejmu Ewy Kopacz, polscy specjaliści, ktorzy przylecieli do Moskwy, nie zostali dopuszczeni do sekcji zwłok ofiar katastrofy smoleńskiej. Podobnie nieprawdziwe okazały się obrazowe słowa minister o przekopaniu miejsca katastrofy i przesianiu ziemi na metr w głąb.

4

Do dziś nie potwierdziły się też informacje podane przez "Gazetę Wyborczą", a podchwycone przez inne media, o rzekomej kłótni, jaka miała miejsce między dowódcą tupolewa kpt. Arkadiuszem Protasiukiem a generałem Błasikiem. Według doniesień kłótnia miała zostać nawet utrwalona na taśmie kamery przemysłowej. Nic z tych doniesień się nie potwierdziło. Prokuratura jednoznacznie stwierdziła, że nie ma żadnej taśmy, na której widać byłoby rzekomą kłótnię. Nie potwierdził tego też żaden ze świadków.

5

Kompletnymi wymysłami okazały się też doniesienia, mające potwierdzać naciski na załogę oraz brawurę pilotów. W stenogramach instytu Sehna nie było słów przypisywanych załodze – "jeśli nie wyląduje, to się wścieknie", "wkurzy się" (w domyśle prezydent), "tak lądują debeściaki".

Filmy związane z obchodami katastrofy smoleńskiej będzie można na bieżąco oglądać na kanale teoria życia.tv

sobota, 7 kwietnia 2012

Zmartwychwstanie Pańskie


Już jutro będziemy obchodzić święto Zmartwychwstania Pana Jezusa. Najważniejsze święto dla Nas Chrześcijan.

W ostatnim czasie doszło do paru spektakularnych potwierdzeń autentyczności najważniejszych chrześcijańskich relikwii, bo związanych z Męką Pańską. Z jednej strony jest to świetna wiadomość, która powinna zamknąć usta wielu lewakom-ateistom. Powątpiewam w to bo czasy gdy ateiści prezentowali wysoki poziom intelektualny już dawno przeminęły, więc dowody naukowe mogą do ich ciasnych umysłów nie dotrzeć.

Zobacz całość na teoria życia.tv
Z drugie strony mnie to trochę martwi, bo jak czytamy w Listach starego diabła do młodego:
On(Bóg-przyp.-ja) nie może zadawać gwałtu. Może tylko wabić. Jego niecnym zamiarem bowiem jest zjeść ciastko i mieć je nadal; stworzenia mają z Nim sta­nowić jedno, lecz pomimo to pozostać sobą; samo ich unicestwienie lub asymilowanie nie odpowiada Mu. W początkowym okresie jest On skłonny nieco się narzu­cać. Wyposaża ludzi na drogę w sygnały świadczące o Je­go obecności, które aczkolwiek słabe, im wydają się moc­ne: w radosne upojenie i łatwe panowanie nad pokusami. Lecz nigdy nie pozwala, aby ten stan rzeczy trwał długo.

Prędzej czy później wycofuje, jeżeli nie w rzeczywistości, to przynajmniej z ich świadomych doznań, ten rodzaj wsparcia i bodźców. Wycofuje się, aby stworzeniu pozwolić stanąć na własnych nogach, aby wykonywało jedynie z własnej woli obowiązki, które straciły wszelki urok. W tych właśnie okresach dolinowych, w o wiele większym stopniu niż w okresach szczytowych, przeob­raża się ono w takie stworzenie, jakim On je mieć pragnie. Dlatego najbardziej mu się podobają modlitwy zanoszo­ne w okresie oschłości.

Martwi mnie dlatego, że jeśli Bóg daje już Nam tak dobitne dowody swojej obecności, to poziom Naszego upadku musi być już bardzo głęboki. Módlmy się więc o w szczególności dziś, gdyż Bogu w szczególności zależy na naszej modlitwie dziś w tym okresie oschłości.

Więcej na temat dowodów autentyczności relikwii i zgodności Męki Pańskiej z biblijnym opisem, możecie przeczytać w artykule Grzegorza Górnego pt. "W poszukiwaniu śladów Chrystusa" np. tu: http://wiadomosci.wp.pl/kat,18032,title,W-poszukiwaniu-sladow-Chrystusa,wid,14379706,wiadomosc.html?ticaid=1e3af

Oczywiście życzę wszystkim zdrowych i wesołych Świąt!! Cieście się, bo Jezus zmartwychwstał!

środa, 4 kwietnia 2012

PRL w Polsce jeszcze się nie skończył, czyli o książce Turalińskiego "Zabić Szpiega".

Większość zbrodni komunistycznych nie jest jeszcze do dziś wyjaśniona. Część takich zbrodni opowiada książka wymieniona w tytule. Narrator opowiada gównie o tajemniczej śmierci Marka Strużyka, ale to tylko wierzchołek góry lodowej.
Książka opowiada jak ginęli poszczególni świadkowie, wykonawcy procederów takich jak przemyt, zabójstwa, kradzieże, handel narkotykami i ludźmi.

Gdy dogorywał komunizm, służby bezpieki zmieniły kierunek działań operacyjnych po zachodniej stronie żelaznej kurtyny. Na zachodni front zostali oddelegowani nie tylko oficerowie służb, ale i SB i TW. Na nieszczęście Stróżyka, został zmuszony do tworzenia siatki mafijno-gospodarczej. Marek Stróżyk był świadomym, czynnym
współpracownikiem służb specjalnych PRL-u: przynależącej do cywilnego resortu spraw wewnętrznych Służby Bezpieczeństwa oraz kontrwywiadu wojskowego WSW. Na polecenie SB wykonywał czynności na terenie wrocławskiego Wojewódzkiego Szpitala Specjalistycznego. Założyć można, że infiltrował struktury tamtejszej Solidarności, choć nie zachowały się żadne dokumenty dowodzące składania meldunków z takich czynności.

Był dlatego niebezpieczny, bo po upadku komunizmu mógł zostać przewerbowany przez inny wywiad, głównie RFN i amerykański. wcześniej Strużyk został zweryfikowany co do swej wiarygodności, a wręcz zaliczony w poczet elitarnego wówczas AWO. Jedynymi rzeczywistymi powodami zniszczenia wiarygodności zmarłego pozostać mogła wola zachowania w tajemnicy rangi realizowanych przez niego czynności, albo kompromitującego dla polskich służb przewerbowania wywiadowcy przez służby specjalne państw NATO.

Książka interesująca jest głównie z tego względu, że można z niej odczytać pewne analogie do dnia dzisiejszego np. sposób tuszowania/"dochodzenia" przyczyn, brak poszanowania demokratycznych norm i bezwzględność, ale i nieudolność Ubeków.
Książka zaczyna się od opisu miejsca rzekomego samobójstwa Stróżyka.

Marek Strużyk według oficjalnej wersji się powiesił. Co dziwne stopień zakneblowania wskazywał na niemożność samo zaknebolowania. Dodatkowo brak plam opadowych na stopach, nogach(powstają gdy zwłoki wiszą w pozycji wyprostowanej), plamy zlokalizowane były na lędźwiach, wskazywały raczej na pozycje poziomą w czasie śmierci, co sugerowałoby, że denat nie mógł się powiesić sam, ktoś musiał upozorować samobójstwo. Nikt nie wmówi mi, że denat najpierw się zabił po czym się zakneblował i powiesił, lub najpierw zakneblował potem zabił i na końcu powiesił. W każdym razie musiał najpierw umrzeć a później w cudowny sposób przenieść się do zwisu. Mimo to dla milicjanta było to samobójstwo ewidentne do tego stopnia, że uznano obecność prokuratora przy oględzinach jako zbędą.
Mimo próśb o sekcje zwłok ze strony pogotowia ratunkowego prokurator uznał że sekcja jest zbędna, bezzasadna. "po co do tego wracać, skoro on jest już tam”. już wiem z czego GW i okolice czerpią wzorce. po katastrofie smoleńskiej też były podobne stwierdzenia padające z ust Komorowskiego i Niesiołowskiego. Podobnie jak przy katastrofie smoleńskiej nie zebrano ani zabezpieczono żadnych śladów. Masa dowodów zaginęła. sprawa była ewidentna i już. Nadmienić również trzeba, że protokół sekcji zwłok przeprowadzonej 4 dni i 10 godz. od śmierci nie udziela odpowiedzi na pytanie, czy stwierdzone we krwi stężenie alkoholu na poziomie 0,69 promila odpowiada ilości alkoholu spożytego, czy też może to być powstający samoczynnie po upływie około 24 godzin od zgonu alkohol endogenny.Podczas katastrofy smoleńskiej Błasik ponoć też miał być pijany.

A wracając do śmierci Stróżyka, to zabójcy byli na tyle nieudolni, że nie mieli nawet porządnego kabla(kabel był za cienki, po analizie wytrzymałości kabla i czasu zgonu wynika, że denat na kablu tak długo by się nie utrzymał- w sensie do czasu znalezienia zwłok). Aparat bezpieki dopilnował też żeby do ciała nie miał nikt dostępu aż do samego pogrzebu. Trochę to podobne do zaspawania trumien ofiar smoleńskich.

Inną metodą operacyjną było szkalowanie, wykpiwanie i ośmieszanie osób zainteresowanych wyjaśnieniem sprawy- analogi chyba nie muszę czynić?

Zastraszanie
Już w "wolnej" Polsce wyjaśnieniem tajemniczej śmierci Marka Strużyka zainteresowały się media, ale zrezygnowały m.in. kilku dziennikarzy telewizyjnych.
Jeden z nich oznajmił, że „po tajemniczym telefonie musi odstąpić od realizacji reportażu, ponieważ mieszka sam ze starszą, schorowaną matką i boi się tej sytuacji”. Pozostaje to o tyle znamienne, iż nikogo nigdy nie informowano o planowanych publikacjach, a jednak zarówno przedstawiciele wojska, jak i Policji, nie mieli kłopotu z prewencyjną identyfikacją właściwych dziennikarzy. Źródłem takich informacji mógł być podsłuch linii telefonicznej Teresy Jankowiak, stała jej obserwacja lub najmniej prawdopodobna, acz najbardziej niepokojąca, możliwość stałej infiltracji wolnych już mediów.

Z przedstawionych tu informacji można śmiało wysnuć wniosek, że komuna trwa do dzisiaj. Ogromne wpływy widać np. w wspomnianych akapit wyżej Mediach jak i Sądach (niemożności wyjaśnia sprawy, wznawiane, przerywane procesy) i wielu innych aspektach nie wymienionych w książce. Sprawy kierowali do ponownego rozpatrzenia między innymi nieżyjacy już Zbigniew Wasserman, czy Beata Kempa.

Mam nadzieje, że w końcu sprawa w końcu zostanie wyjaśniona, a odpowiedzialni poniosą konsekwencje. Wierzę, że ta sprawa uruchomi lawinę, która wyciągnie więcej tego typu spraw i będzie przyczynkiem do wymiecenia sługusów poprzedniego ustroju ze struktur państwowych jak i życia publicznego.

Niżej krótki film opowiadających o sprawie Stróżyka: