czwartek, 31 grudnia 2009
jak spędzić sylwestra i trochę podsumowań.
Polacy w obchodzeniu sylwestra i nowego roku są raczej tradycjonalistami. Niezmiennie od lat królują prywatki. Głównym aspektem przemawiającym za popularnością tego typu celebrowania wyżej wspomnianych świąt jest stosunkowo niski koszt pieniężny, który trzeba ponieść na zorganizowanie tego typu przedsięwzięcia.
A że odbywa się to w domu któregoś z uczestników to koszt sali jest już załatwiony.
Dalej alkohol kupiony w okolicznym monopolowym cenowo jest bezkonkurencyjny dla np. zakupionego w klubie, bądź dyskotece.
Kolejnym często pomijanym aspektem wyższości prywatki nad innymi sposobami obchodzenia sylwestra jest fakt, że podczas prywatki możesz nawalić się jak Messerschmitt i nie martwić się o sprawy organizacyjne typu: jak wrócę do domu i czy na pewno nie zarzygałem sali. Przecież nocować możemy u organizatora. Poza tym na prywatne znajdują się osoby dobrze nam znane. Prywatka jest, więc najlepszym sposobem obchodzenia sylwestra.
Wyróżnić można jeszcze inne odmiany obchodzenia sylwestra np. wynajęcie sali ze znajomymi i zorganizowanie sobie coś na kształt prywatki. Do plusów można oczywiście zliczyć ograniczenie towarzystwa do naszych znajomych i duża przestrzeń, której może brakować podczas prywatki. Minusami są oczywiście koszty wynajęcia sali i obowiązek wyniesienia się po skończonej imprezie.
Ten typ celebrowania uroczystości polecamy osobą młodym, które to nagle dowiedziały się, że rodzice jednak nigdzie nie wychodzą.
trzecim sposób to wyprawa do dyskoteki lub klubu. Ten typ imprezy nie jest już tak atrakcyjny jak dwa wyżej, ale jeśli nie przeszkadza Ci ścisk i obecność całkowicie ci obcych osób to jakoś wytrzymasz. Do plusów takiego spędzania sylwestra można zaliczyć stosunkowo niskie koszty, zbliżone do tych z prywatki, na dodatek nie musisz się jakoś oficjalnie ubierać, ale za to nie możesz się najebać jak szmata, bo cię okradną, bądź zamarzniesz. Ten typ zachowania dedykowany też jest dla ludzi młodych, którzy nie zostali zaproszeni na obchodzenie sylwestra na prywatce lub sali.
Czwarty sposób to wybranie się na bal sylwestrowy. Bal sylwestrowy jest w pewnym sensie podobny do rozwiązania drugiego z tą różnicą, że przychodzi tam wiele osób nam nieznanych, ale wszyscy to raczej ludzie kulturalni, więc nie powinniśmy się niepokoić. Sporym minusem tego rozwiązania są horrendalne koszty wstępu na taką imprezę, ale za to mamy zapewniony pełen profesjonalizm. Do minusów zaliczmy jeszcze potrzeba występowania w oficjalnym, niezbyt wygodnym stroju. Plusem jest fakty, że oprócz stroju nic nas nie obchodzi, nic nie organizujemy i nie ryzykujemy, że znajomi wysadzą nam dom w powietrze. Te rozwiązanie jest kierowane do osób raczej starszy, z zasobnym portfelem i nie mających czasu na przygotowywania.
Pewna część plebejuszy mogła by mi wytknąć pominięcie najpopularniejszego sposobu obchodzenia Sylwestra, czyli Sylwestra z jedynką. Sylwester z jedynką to nie obchodzenie sylwestra, tylko jego bojkot.
A teraz część bardziej oficjalna
Koniec roku to tradycyjnie czas podsumowań i nowych postanowień. my w tym miejscu oryginalni nie będziemy.
Na tym blogu zaczęliśmy pracę pod koniec czerwca a blog ruszył z kopyta we wrześniu.
Do dnia dzisiejszego napisaliśmy 60 postów. Mamy nadzieje, że w roku 2010 ten wynik utrzymamy a nawet poprawimy.
Podczas rozpoczynania pracy w założeniu mieliśmy, że będziemy rozwiązywać problemy natury filozoficznej i egzystencjalnej, natomiast nie mieliśmy pojęcia, że będzie tu tak dużo polityki. Nie wiedzieliśmy, że będziemy musieli się użerać z feministkami i innymi lewakami. Być może to nawet lepiej, bo świadczy o elastyczności naszej ekipy.
Dobra, dobra koniec już tych rozważań, bo jak za dużo obiecamy to na pewno nie dotrzymamy a chcielibyśmy uchodzić za ludzi słownych. A teraz życzenia.
Życzę wam w nowym roku zrealizowania wszystkich założonych celów w stopniu co najmniej zadowalającym i motywacji do poprawy jakości życia we wszystkich dziedzinach.
wtorek, 29 grudnia 2009
Walutomat
link do strony
Fajna inicjatywa polegająca na pomijaniu pośrednika w wymianie walut jakimi są banki lub kantory.
O ile prowizje kantoru można jeszcze przełknąć to marże banków są nie do zniesienia.
Spready w bankach są blisko dwukrotnie wyższe niż w kantorach a poza tym to w banku się nie potargujesz.
Dlatego właśnie jeśli ktoś czuje się obdzierany ze skóry wyżej wymienionych miejscach zachęcam do zainteresowania się tym portalem. Mam nadzieje, że tego typu przedsięwzięcia rozwiną się w przyszłości. Co prawda na dzień dzisiejszy płynność na walutomacie jest dość mała, ale oczywiste jest, że wraz ze wzrostem liczby uczestników będzie wzrastać. Na dzień dzisiejszy walutomat jest bezpłatny, więc chyba warto wymienić parę stówek aby zobaczyć jak to działa. Mam również nadzieje, że walutomat nie podzieli losu firm zajmujących się social lendingiem(udzielaniem pożyczek z pominięciem banku).
Rejestracja w serwisie jest prosta. Do korzystania z serwisu jest nam potrzebny telefon komórkowy, konto walutowe, zwykłe konto bankowe.
Życzę wam udanych transakcji walutowych na walutomacie w przyszłości.
Fajna inicjatywa polegająca na pomijaniu pośrednika w wymianie walut jakimi są banki lub kantory.
O ile prowizje kantoru można jeszcze przełknąć to marże banków są nie do zniesienia.
Spready w bankach są blisko dwukrotnie wyższe niż w kantorach a poza tym to w banku się nie potargujesz.
Dlatego właśnie jeśli ktoś czuje się obdzierany ze skóry wyżej wymienionych miejscach zachęcam do zainteresowania się tym portalem. Mam nadzieje, że tego typu przedsięwzięcia rozwiną się w przyszłości. Co prawda na dzień dzisiejszy płynność na walutomacie jest dość mała, ale oczywiste jest, że wraz ze wzrostem liczby uczestników będzie wzrastać. Na dzień dzisiejszy walutomat jest bezpłatny, więc chyba warto wymienić parę stówek aby zobaczyć jak to działa. Mam również nadzieje, że walutomat nie podzieli losu firm zajmujących się social lendingiem(udzielaniem pożyczek z pominięciem banku).
Rejestracja w serwisie jest prosta. Do korzystania z serwisu jest nam potrzebny telefon komórkowy, konto walutowe, zwykłe konto bankowe.
Życzę wam udanych transakcji walutowych na walutomacie w przyszłości.
wtorek, 22 grudnia 2009
Nieszczęsne parytety.
Wczoraj u Tomasza Lisa spotkali się Stefan Niesiołowski i Kazimiera Szczuka. Rozmawiali właśnie o tych nieszczęsnych parytetach. Otóż okazało się, że feministki i grupa pożytecznych idiotów zebrała ponad 100 tys.(ponoć nawet 128) podpisów w sprawie deformacji demokracji, w wyniku zastąpienia sprawiedliwości normalnej, sprawiedliwością społeczną.
Normalnie sprawę tą bym olał, bo i po co rozmawiać o pierdołach(bo ustawa i tak nie przejdzie). Ponoć była to niebywała mobilizacja niczym pospolite ruszenie. I w tym momencie nie wytrzymałem i zdecydowałem się zabrać głos w tej sprawie. Otóż, kurwa wiem jak te głosy były zbierane. Ludzie odpowiedzialni za zbieranie głosów to nie byli żadni wolontariusze, ludzie działający w dobrej wierze i w przeświadczeniu o słuszności swojego postępowania tylko ludzie opłaceni. Tak opłaceni.
Siedzę sobie jakby nigdy nic z przyjaciółmi w akademiku i naglę słyszę pukanie do drzwi. Na to my -proszę.
Wbija jakiś koleś i mówi: taka sprawa jest, zbieram podpisy za tym aby w sejmie było więcej kobiet. Im więcej podpisów zbiorę tym więcej kasy dostane. Oczywiście chodziło o skierowanie sprawy o zagwarantowanie pewnej ilości miejsc w sejmie właśnie kobietą. W ramach sprawiedliwości społecznej.
Oczywiście nie podpisaliśmy i koledze podziękowaliśmy. Oczywiście zawsze byłem przeciwko parytetom, ale po tym zdarzeniu utwierdziłem się w tym przekonaniu.
Bo otóż jeśli by była to naprawdę słuszna sprawa, to ludzie by to poparli a wolontariusze sami by się znaleźli bez szastania im sakiewką przed głową. Do czynienia rzeczy słusznych na pewno nie jest potrzebna kasa, tylko dobre chęci. A wydawanie na coś kasy traktujemy jako inwestycję, więc jeśli ktoś dał na to kasę to pewnie liczy na jakieś profity w przyszłości. Tak więc ta sprawa śmierdzi na kilometr.
A wracając do bohaterów debaty u lisa to Niesiołowski bez trudu rozgromił Szczukę.
A wyglądało to tak.
http://www.tomaszlisnazywo.pl/lis_tv/252,odcinek_74_programu_21122009.html#
cz.3 i 4
W sumie to ze wszystkim co powiedział Niesiołowski się zgadzam, może poza przykładami kobiet w polskim sejmie, jakie podawał Niesiołowski. Cała argumentacja trzymała się kupy w przeciwieństwie do argumentacji boskiej Kazimiery, która posiłkowała się populizmem. Próbując najpierw wyzywać Stefana Niesiołowskiego od rasistów, gdy ten przytoczył prawdopodobne skutki stosowania parytetów. Później coś bredziła o rozwoju demokracji, że w bardziej rozwiniętych demokracjach takie parytety są i to się sprawdza, że w Europie, że w cywilizowanym okrutnie a nawet nieprzyzwoicie, bogatym zachodzie tak właśnie mają.
Dobra nawet gdyby tak było, że rozwój cywilizacji zależałby od ilości kobiet na wysokich stanowiskach(oczywiście się z tym nie zgadzam,ale tak załóżmy), to mogę to porównać do oceny rozwoju dziecka na podstawie jego wielkości obuwia. Wiadomo, czym większe(bardziej rozwinięte) dziecko tym większe buty. Rozmiar butów w tym miejscu symbolizuje ilość kobiet np. w sejmie, to ubieranie większych butów nie sprawi, że te dziecko zacznie się szybciej rozwijać. Przecież to absurd!
No, ale w lewackiej retoryce nie chodzi o logikę tylko o sofizmaty. W tym miejscu Kazimiera wyciąga asa z rękawa, czyli jeszcze dość silne kompleksy Polaków względem zachodu(bo będą się z nas śmiać). Wałkowała tą bzdurę, że na zachodzie tak jest to u nas też tak ma być. Jeśli się nie mylę to chyba ze 4 razy użyła tego argumentu, więc w końcu Niesiołowski ją zgasił kontrargumentem, że to w Rwandzie jest przecież najwięcej kobiet w parlamencie. Argument o korelacji rozwoju demokracji a ilością kobiet w sejmie się posypał, więc Kazia znowu coś zaczęła bredzić o rasizmie.
Zostawmy już politykę w spokoju. Niedługo Święta Bożego Narodzenia, więc chciałem wam życzyć na ten czas:
wszystkiego najlepszego, dużo zdrowia i radości.
poniedziałek, 21 grudnia 2009
arbeit mach frei
link
No i napis się znalazł. J nie byli to żadni neonaziści tylko jacyś bezrobotni. Nawet była wyznaczona nagroda 100 tys. złotych. Tak się zastanawiam czy za tą stówę nie dałoby się odlać takiego napisu ze złota, bo jak by nie stykło na złoto to na srebro już na pewno. Za stówkę to nie jeden by swojego ojca podkablował a co dopiero np. sąsiada.
A wracając do sprawców co mądrzejsi od razu wiedzieli, że nie ma co się spieszyć z wyrokowaniem na temat złodziei. Takim był np. Robert Gwiazdowski.
Byli też i głupsi a nawet dużo głupsi. W tym miejscu bijemy pokłony w stronę Doxy, który ostatnio przeprowadził się z bloxa na własną domenę. Myśleliśmy, że jeśli zdecydował się publikować pod swoim nazwiskiem zerwał, ze swoim infantylizmem, teoriami spiskowymi i antyklerykalizmem, a zajął się poważnym pisaniem. Nic bardziej mylnego.
Napis został skradziony. Nie zrobiło tego dwóch pijaczków, wygląda to na działanie profesjonalne. Sprawcy wiedzieli gdzie są strażnicy i jak ich podejść. Jakie są działania policji?
Przesłuchano już kilkunastu pracowników muzeum oraz strażników, którzy w nocy z czwartku na piątek pełnili dyżur na terenie muzeum. Ich zeznania niczego nie wniosły do sprawy. Przeszukano też kilkadziesiąt punktów skupu złomu oraz brzegi przepływającej przez Oświęcim rzeki Soły.
Genialne. Sprawdzono, że nikt w nocy nie wycinał najmniej dostępnego elementu stalowego, żeby go oddać na złom i sprawdzono też, że napisu nie wyrzuciły na brzeg fale.
Doxa
Co prawda można by się w tym miejscu bronić argumentem o tym, że była to akcja opłacona przej jakiegoś "szalonego kolekcjonera", ale tą wiadomość usłyszeliśmy w radiu RMF FM, więc jutro dowiemy się, że żadnego kolekcjonera nie było. A nawet gdyby był to co? Zaplanowałby akcję, dałby plany monitoringu i pracy strażników. Przecież to niedorzeczne panie Doxa.
Doxa ma jakieś dziwne skrzywienie względem państwa Izrael. Można by powiedzieć, że jest bardziej izraelski niż sami Żydzi. Ostatnio nawet dał wyraz swojego poparcia dla państwa Izrael wklejając u siebie oto taki propagandowy obraz:
sobota, 19 grudnia 2009
teoria życia na ziemi i innych planetach.
Prawdopodobieństwo że gdzieś oprócz na ziemi istnieje życie jest tak naprawdę niewielkie.
Większość osób „przekonana” o istnieniu życia na innych planetach wychodzi ze złego założenia. Wydaje im się że jeśli na ziemi istnieje życie to gdzieś jeszcze istniej, przecież kosmos jest taki wielki. Wychodzą z założenia, że życie na ziemi jest nie jako naturalne i że powstało bez trudu. To nieprawda, bo rodziło się w wielkich bólach i przez naprawdę długi czas nie było wiadomo czy coś z tego będzie.
Że życie istnieje na ziemi w takim kształcie jaki obecnie obserwujemy jest naprawdę niebywałym zbiegiem okoliczności. Na życie na naszej planecie złożyło się niezliczona ilość sprzyjających czynników.
Masa ziemi jest akurat taka żeby nie przyciągać zbyt daleko od nas podróżujących ciał niebieskich ani nie jest za mała żeby spadać dajmy na to Jowisza.
Woda podstawa życia na ziemi.
To właśnie w wodzie przebiega większość reakcji chemicznych, dlatego też w głównej mierze składamy się z wody. Co prawda wodę mógłby zastąpić jakiś inny rozpuszczalnik polarny, ale to właśnie woda jest tym najkorzystniejszym.
Poza tym woda stanowi ochronę przed wahaniami temperatury(woda ma większą bezwładność temperaturową niż powietrzem) w wyniku tego mogliśmy szybciej ewoluować.
Powietrze tlen.
Większość planet wcale go nie posiada. Tlen nie jest powszechnym pierwiastkiem w kosmosie. Jedną z odmian tlenu jest ozon z której powstała powłoka ozonowa pozwalająca wyjść zwierzęta z wody na ląd. Atmosfera chroni nas przez promieniowaniem kosmicznym. Poza tym oddychanie tlenowe jest najwydajniejszym procesem oddychania na ziemi, co dodatkowo przyczynia się do optymalizacji rozwoju organizmów na naszej planecie.
Odległość od słońca.
Jesteśmy w dobrej odległości od słońca która pozwala na bujny rozwój życia.. dzięki takim stabilnym warunkom woda na przeważającym obszarze ziemi nie zamarza ani nie wrze.
Obecność dużego satelity.
Księżyc dzięki swej obecności pozwala utrzymać względnie stałe nachylenie osi kuli ziemskiej, w wyniku tego równik nadal znajduje się nie na równiku a nie na przykład na biegunie. Chyba każdy sobie wyobraża co wtedy działo by się na ziemi.
Słońce
bez niego nie było by energii która dostarczana by była dla rozwoju autotrofów. Co prawda chemotrofy wykorzystują do uzyskania energii substancje chemiczne, to jak wiemy ilość substancji chemicznych jest ograniczona(reakcja przebiegała by tylko w jedną stronę)
Bo jak wiemy na ziemi funkcjonuje zasada według której przez jakiś obieg energia przepływa i zostaje tracona po drodze i obieg materii, gdy materia nie jest tracona. Gdyby było inaczej perpetuum mobile było by powszechnością a nie mrzonką
Katastrofy.
Co prawda wiele razy coś przypierdalało w ziemię i w wyniku tego wiele gatunków ginęło, ale na nasze szczęście nie było to raz a dobrze. Poza tym wiele razy duże obiekty mijały ziemię o włos. Każde przypieprzenie w ziemie jakiegoś obiektu spowalnia rozwój na jej powierzchni.
Skład skorupy ziemskiej.
Życie w zaawansowanej formie może istnieć tylko na planecie skalnej(o stałym podłożu), na planecie gazowej życie jest nie możliwe, a na planecie o płynnej konsystencji nie może być zbyt zawansowane.
Timing.
Wyewoluowaliśmy w dobrym czasie. Dla przykładu dajmy interwał czasowy miliard lat. Miliard lat temu nie było to możliwe bo nie było ku temu warunków a za miliard lat na ziemi już nie będzie wody, bo oceany po prostu wyschną. Sądzę że nawet pół miliarda lat było by już czasem nie optymalnym. Chodzi mi o istoty rozumnie, bo jak wiemy to zwolenników nie bycia samym w kosmosie, chodzi o jakieś inteligentne cywilizacje.
Istnieje pewnie jeszcze wiele czynników nad którymi głębiej się nie zastanawiałem, które też mogły by spowolnić, bądź uniemożliwić rozwój życia na ziemi, ale damy sobie już z nimi spokój.
Mimo tych wszystkich przeciwności życie może i by mogło istnieć na ziemi, ale chyba tylko w postaci jednokomórkowców, którzy nie byli by zdolni do zastanawiania się nad innymi podobnymi formami gdzie indziej.
Dziś znamy już położenie ziemi w kosmosie i jesteśmy w stanie oszacować jakiej on jest wielkości(wyobrażenie ludzi o nieskończoności kosmosu jest błędne). Znamy też prawdopodobne lokalizację planet na których to życie może istnieć, jest ich naprawdę nie wiele. Planety podobne do ziemi musiały powstać w podobnym czasie, jeśli powstały później raczej nie zdążyły się wykształcić tam formy rozumne. Jeżeli wcześniej wiedzielibyśmy o formach rozumnych zamieszkujące te planety. Nie wiemy natomiast czy spełniają one wszystkie czynniki wymienione powyżej, bo jeśli nie to te życie jest na pewno mniej zaawansowane od naszego. Raczej udowodnienie, że na innej planecie istnieją sinice nie jest spełnieniem marzeń ufologów.
Zakładając, że gdzieś tam istnieje życie i tamte ludki wysłały nam jakąś wiadomość adresowaną do nas mają prawie stuprocentową pewność że ta wiadomość dotrze do nas już po wyginięciu naszego gatunku a może całego życia na naszej kochanej planecie.
Tak więc uważam, że temat życia we wszechświecie jest niepotrzebnym zawracaniem sobie i komuś dupy, bo wbrew pozorną życie na naszej planecie jest bardziej niż nieprawdopodobne.
wtorek, 15 grudnia 2009
Prezenty.
Co prawda święta dopiero za trochę ponad tydzień, ale prezent mam dla was już dziś.
Właśnie się dowiedziałem, że w necie krąży już pełnometrażowa wersja galerianek, więc zdecydowałem się was o tym poinformować. Cały filmik jest już na youtube wstawiam tu też linki gdyby użytkownik kanału się rozmyślił i nie zezwolił na umieszczania filmów na innych stronach. Poza tym to trochę głos z obrazem słabo jest synchronizowany, ale da się oglądać.
Kurdę powiem tak ten Michał w tej wersji pełnometrażowej to jakiś niedojebany jest. Jakbym był laską to chyba też wolałbym się puszczać na lewo i prawo nić z takim, "okazem" być.
To tyle na temat filmu. Miłego oglądania.
link
link
link
link
link
link
link
link
Właśnie się dowiedziałem, że w necie krąży już pełnometrażowa wersja galerianek, więc zdecydowałem się was o tym poinformować. Cały filmik jest już na youtube wstawiam tu też linki gdyby użytkownik kanału się rozmyślił i nie zezwolił na umieszczania filmów na innych stronach. Poza tym to trochę głos z obrazem słabo jest synchronizowany, ale da się oglądać.
Kurdę powiem tak ten Michał w tej wersji pełnometrażowej to jakiś niedojebany jest. Jakbym był laską to chyba też wolałbym się puszczać na lewo i prawo nić z takim, "okazem" być.
To tyle na temat filmu. Miłego oglądania.
link
link
link
link
link
link
link
link
niedziela, 13 grudnia 2009
Gorliwy neofita
neofita
Określenie to stosuje się do nowego wyznawcy danej ideologii lub do polityka zmieniającego przynależność partyjną. Ma ono wtedy charakter ironiczny i podkreśla jego przesadną gorliwość oraz niejednokrotnie ostentacyjne obnoszenie się z nowo przyjętymi zasadami.
wikipedia
Ile ja w życiu takich osób widziałem. Całe multum. Zastanawia mnie zawsze jak taki człowiek może się z dnia na dzień odwrócić od swoich założeń i zacząć krytykować to co robił, wierzył jeszcze niedawno. Być może tego nie rozumiem, bo nigdy nie wygłaszam pochopnych też, jeśli już to nagle się z nich nie wycofuje, tylko po cichaczu. Bo gdy myślę sobie, że raz mówię to a raz to krytykuje. Gdy czegoś jeszcze nie znam powstrzymuje się od komentowania np. słyszę jakąś piosenkę i wydaje mi się fajna to nie krzyczę od razu: kurwa, słyszycie jaka zajebista piosenka. i słucham jej co chwila a po tygodniu mówiąc, że chujowa jest i ten komu wydaje się, że jest fajna jest gupi. Hipokryzja co nie? Chciałbym ten temat zilustrować na dwóch dobrze znanych nam wszystkim przykładach czyli rozwojowi muzyki klubowej od roku 2000 i obecnych trendach neopoganizacyjnych współczesnej Polski.
Równie ciekawe dla mnie jest, że nasz neofita już od pierwszego nawrócenia już nigdy się nie nawraca i swoje pierwsze objawienie uważa za wiążące. Może wstydzi się przyznać, że zbłądził?
Czy nawrócić można się tylko raz? Otóż nie, ale osoba taka za zwyczaj lubi palić za sobą mosty. Tzn. promowane przez siebie zachowania bardzo silnie chwali, wiec gdy zmienia zdanie na przeciwne musi krzyczeć jeszcze głośnie, wiec trudno było by sobie wyobrazić jak głośno musiała by ta osoba drzeć ryja aby powrócić do zdania pierwotnego. Chociaż istnieje tutaj ryzyko uznania takiej osoby za mało wiarygodną, bez zdania, miotająca się niczym chorągiewka na wietrze, lub za osobę psychiczną, bo tak ryja drze. A wszystko było by ok. gdyby nie darła tak ryja od początku(jest to niestety wynikiem przyjęcia miary jakoby wartość osób mierzono w ilościach decybeli, które z siebie wydają). Poza tym zauważam niepokojąca tendencje u współczesnej populacji. Ludzie lubią się kłócić. Czemu? A bo tak. (Ale o tym innym razem wpisie dyskusja z burakiem).
Pamiętam jeszcze tych ludzi którzy spuszczali się jaka to wyjadana impra była. Jak się cieszyli, że idą na następną. Jak sami bawili się atomiksem jak muza z głośników była słyszana z kilometra koszulki clubbasse, jak nosili białe rękawiczki, jak wyskoczenie jako pierwszy na parkiet było uznawane za punkt honoru, jak widziałem te ich skrzywione miny gdy sami byli na parkiecie, te pretensje do innych, że nie umieją się bawić. Dziś widzę tych samych ludzi którzy jeszcze niedawno śmiali się z rękawiczek muzykę tę nazywają wiksą białe rękawiczki uznają za szczyt siary. Dziś na dyskotekę nie pójdą, bo z wixą nie chcą mieć nic wspólnego a usłyszenie utworu o tempie ponad 100 uderzeń na minutę kojarzone jest jednoznacznie(polecam w tym miejscu Mozarta- 60 uderzeń na minutę). A wszystko to, bo jakimś gością z wytwórni nie podobało się, że Polacy robią biznes na muzyce bez nich. A że dobrym sposobem walki jest ośmieszenie reszta już gładko poszła. W zamian dali nam Tiesto van Burena Gielena i całą resztę a chodziło w tym wszystkim tylko i wyłącznie o kasę. Polskie techno trwało by po dzień dzisiejszy gdyby Kriss i spółka chcieli podzielić się kasą.
A wracając do naszych żałosnych neofitów początkowo przerzucili się na to co im wielki brat daje czyli na trance, a że trance, też zaczynało się stawać popularne wkraczając do miejsc, których chcieli unikać i tego się wyparli zniżając się coraz bardziej najpierw do hausu, później do elektro, aż wychodzą całkowicie z tej rodziny gatunków do całkowicie niszowych takich jak reggae, funky i huj wie co, może i nawet do disco. Panowie ci pamiętają że najbardziej szczekać mają na techno. Tacy gorliwi neofici.
Kolejnym a zarazem ostatnim przykładem będą nawróceni katolicy, tacy którym nie chce się chodzić do kościoła i znajdą sobie 100 wymówek dlaczego. Słyszałem wiele razy od takich, że zamiast iść do kościoła lepiej jest się samemu pomodlić w skupieniu, że chodzenie do kościoła co tydzień jest głupotą, że ten przymus jest idiotyczny. Na pierwszy rzut oka te ich tezy wyglądają dość logicznie, ale i tu znajdziemy nieścisłości. To ja pytam takiego neofitę: to jeśli uważasz, że zamiast iść do kościoła lepiej się pomodlić, to powiedz mi kiedy się ostatnio modliłeś. Co się okazuje, że nie pamięta.
Innym ciekawym aspektem jest też to, że taki neofita ignoruje swoje subiektywne, bądź obiektywne odczucia spostrzeżenia na rzecz nowo przyjętej doktryny. Dziwi mnie to o tyle, że to oni wytykają brak refleksji nad punktem spornym tradycjonalistą.
Warto też wspomnieć, że gorliwy neofita to rodzaj pożytecznego idioty który za zadanie ma powtarzać wbite mu banialuki.
Wszystko było by dobrze gdyby taki neofita osiągał swoje „oświecenie” sam. Jednak najczęściej dzieje się to za sprawą jego otoczenia, mediów i innych grup nacisku. Ale czy o takim neopoganinie można powiedzieć, że jeśli jego wiara a ściśle niewiara zależna i tożsama jest z jakąś grupą osób, że jest sekciarzem? Myślę, że spokojnie można go tak nazwać, bo jeśli boi się powrócić do swojej pierwotnej koncepcji ze względu na jakąś formę nacisku np. wyśmianiem to już można mówić o terrorze.
Z deszczu pod rynnę, jak mawiali dziadowie.
czwartek, 10 grudnia 2009
krzyż cd.
Po ostatnich wydarzeniach katolicyzm jak i jego główny symbol krzyż, są w delikatnej defensywie.
Przy robieniu rzeczy złych zawsze jest miejsce dla dwóch typów osobowości, czyli ludzi złych i pożytecznych idiotów.
O ile można zrozumieć tych pierwszych, ponieważ działają w imię prywaty i osobistych interesów. O tyle tych drugich nie można zrozumieć w żaden sposób, bo działają w imię interesów tych pierwszych.
Ale spróbujmy!! A więc tak: jak wiemy pożyteczni idioci zawsze pojawiają się po akcji tzw. ludzi złych. Pożyteczni idioci to pachołki i łatwo nimi manipulować. Ludzie źli dobrze o tym wiedzą i swoje pseudo-tezy mieszają z faktami tak aby ich chorągiewki uznały to za prawdę.
Drugiego typu jakiś trzech pajaców z Wrocławskiego LO.
Wyżej wspomniani nie wysuwali takich tez wcześniej. Oczy "otworzyły" im dopiero media a w dalszej kolejności Joasia. Wcześniej nie chodzili na religię, bo im się po prostu nie chciało. Chcieli zaimponować przed kolegami to nawet petycję napisali. A w petycji chodziło im o wywieszenie wszystkich możliwych symboli religijnych. Czemu tak twierdze, ponieważ napisali tak "Umieszczanie symboli religijnych w publicznej instytucji odbieramy jako przejaw faworyzowania przez szkołę konkretnego światopoglądu". Ktoś może powiedzieć, ale to nie tak. To chodzi o to żeby w szkole nie było żadnych symboli, wtedy nie było by żadnego faworyzowania żadnych światopoglądów. Otóż było by faworyzowanie ateizmu. Tak ateizmu, bo jak bardziej można faworyzować ateizm niż usuwanie konkurencyjnych znaków religijnych(o zastąpieniu znakiem ateistycznym nie ma mowy, bo o ile mi wiadomo takowy nie istnieje)
Jest jeszcze jeden typ tzw. mieszany, czyli trochę tego i tego. przykładem jest Joasia Krupa, która z jednej strony będąc modelką i aktorką musi dbać, aby ludzie o niej nie zapominali a z drugiej strony daje się manipulować bandzie zdemoralizowanych przeciwników kościoła. Bo ochronę zwierząt na pewno nie chodzi, bo każdy człowiek oglądający ten plakat nie zwraca uwagę na jego przesłanie, tylko na dupeczkę w negliżu.http://wiadomosci.onet.pl/138191,21,0,pokaz.html
Tu występuje podobna kwestia jak w reklamie. Jest wiele reklam ciekawych, które nasz poruszają a nie wiemy co było promowane np. tak reklama kronopolu. straszna afera była, że w reklamie była (sic!) murzyńska pupa. Mimo, że przez chyba 3 dni ją w wiadomościach wałkowali to i tak mało kto pamięta co ten kronopol produkuje.
Moim zdaniem Krupa się źle zachowała robiąc akurat teraz taką sesję zdjęciową, ale może właśnie o ten timing chodziło. Jeśli tak to mam nadzieje, że zarobi na tym kupę kasy i niech spierdala!
Przy robieniu rzeczy złych zawsze jest miejsce dla dwóch typów osobowości, czyli ludzi złych i pożytecznych idiotów.
O ile można zrozumieć tych pierwszych, ponieważ działają w imię prywaty i osobistych interesów. O tyle tych drugich nie można zrozumieć w żaden sposób, bo działają w imię interesów tych pierwszych.
Ale spróbujmy!! A więc tak: jak wiemy pożyteczni idioci zawsze pojawiają się po akcji tzw. ludzi złych. Pożyteczni idioci to pachołki i łatwo nimi manipulować. Ludzie źli dobrze o tym wiedzą i swoje pseudo-tezy mieszają z faktami tak aby ich chorągiewki uznały to za prawdę.
foto z bloga Senyszyn
Przykładem pierwszego typu ludzi jest na pewno Joanna Senyszyn euro posłanka. Jest bardziej lewicowa niż cała lewica razem wzięta np. taki Józef Oleksy nazwał ją kilka dni temu zjawiskiem samym w sobie. Joasia ma ostatnio parcie na szkło. Była niedawno z Cejrowskim w TVP info. Później nawet u samego Tomasza Lisa. Szkoda tylko, że ta pani nie różnicuje swojego repertuaru. Najpierw naskrobie coś na swoim blogu to samo powie w TVP info, u Lisa też to samo. Gdy jej wrzaski nikogo nie ruszają zaczyna krzyczeć głośniej i głośniej, głosząc swoją herezję, posuwając się nawet do bluźnierstwa. W tym swoim spektaklu kobita całkiem się zatraciła. Powiedziała nawet, że krzyż w Sejmie został zawieszony nielegalnie. he he a to dobre. Asia na pewno tęskni za czasami PRL-u gdy takie rozwiązania nie były możliwe. Pogląd na świat naszej bohaterki różni się znacznie od wyobrażenia przeciętnego Kowalskiego. Zastanawia mnie tylko jedna sprawa czy Senyszyn liczy na to, że jej kontrowersyjne podejście znajdzie dość liczną rzeszę wyznawców w Polsce(w co wątpię), czy też może liczy na jakiś angaż przy niszczeniu polskiej świadomości i tożsamości. Drugiego typu jakiś trzech pajaców z Wrocławskiego LO.
Wyżej wspomniani nie wysuwali takich tez wcześniej. Oczy "otworzyły" im dopiero media a w dalszej kolejności Joasia. Wcześniej nie chodzili na religię, bo im się po prostu nie chciało. Chcieli zaimponować przed kolegami to nawet petycję napisali. A w petycji chodziło im o wywieszenie wszystkich możliwych symboli religijnych. Czemu tak twierdze, ponieważ napisali tak "Umieszczanie symboli religijnych w publicznej instytucji odbieramy jako przejaw faworyzowania przez szkołę konkretnego światopoglądu". Ktoś może powiedzieć, ale to nie tak. To chodzi o to żeby w szkole nie było żadnych symboli, wtedy nie było by żadnego faworyzowania żadnych światopoglądów. Otóż było by faworyzowanie ateizmu. Tak ateizmu, bo jak bardziej można faworyzować ateizm niż usuwanie konkurencyjnych znaków religijnych(o zastąpieniu znakiem ateistycznym nie ma mowy, bo o ile mi wiadomo takowy nie istnieje)
Jest jeszcze jeden typ tzw. mieszany, czyli trochę tego i tego. przykładem jest Joasia Krupa, która z jednej strony będąc modelką i aktorką musi dbać, aby ludzie o niej nie zapominali a z drugiej strony daje się manipulować bandzie zdemoralizowanych przeciwników kościoła. Bo ochronę zwierząt na pewno nie chodzi, bo każdy człowiek oglądający ten plakat nie zwraca uwagę na jego przesłanie, tylko na dupeczkę w negliżu.http://wiadomosci.onet.pl/138191,21,0,pokaz.html
Tu występuje podobna kwestia jak w reklamie. Jest wiele reklam ciekawych, które nasz poruszają a nie wiemy co było promowane np. tak reklama kronopolu. straszna afera była, że w reklamie była (sic!) murzyńska pupa. Mimo, że przez chyba 3 dni ją w wiadomościach wałkowali to i tak mało kto pamięta co ten kronopol produkuje.
Moim zdaniem Krupa się źle zachowała robiąc akurat teraz taką sesję zdjęciową, ale może właśnie o ten timing chodziło. Jeśli tak to mam nadzieje, że zarobi na tym kupę kasy i niech spierdala!
sobota, 5 grudnia 2009
Nowy porzadek?- UE
Działo się ostatnio wiele ważnych rzeczy np. takie powstanie Unii Europejskiej. Przy okazji lewaki będą myśleć jak nam tu narzucić polityczna poprawność. Najważniejsze w tego typu koncepcji żeby kogoś broń Boże nie urazić, tfuu.. raczej boże, bo jak wiadomo słowo Bóg odnosi się do boga chrześcijańskiego. Wiemy przecież, że chrześcijaństwo a w szczególności katolicyzm jest politycznie niepoprawny. Stąd pomysł włoskich lewaków aby krzyże z przestrzeni publicznej usunąć. A zaczęło się od ukarania Włoch za krzyże w jednej ze szkół. Niejaką Soile Lautsi tak nie mogła znieść krzyży w szkole, że nawet zaczęła się procesować ze szkołą. Jak i to nie dało rezultatów poleciała do samego Strasburga gdzie o dziwo zapadł pozytywny dla niej wynik. Nawet zasądzono dla niej odszkodowanie w wysokości 5 tys. euro za jak to określono, straty moralne. I w tym momencie dowiadujemy się, że nasza religia jest niemoralna. Co z tego, że to właśnie chrześcijaństwo jest jednym z głównych systemów moralnych na naszej planecie. UE preferuje jakiś wyższy, jeszcze niedoprecyzowany system moralny. Wyższy stopień moralności, który charakteryzuje się głównie przyzwoleniem zabijania dzieci nienarodzonych, zabijaniu niedołężnych i promocji homoseksualizmu. Myślę, że na pewno wiele z tego nie wyniknie. Powstało nowe imperium, które jak wszystkie dotychczas na tym terytorium upadały, tylko szkoda, że te tak szybko.
A wracając do politycznej poprawności to jak wiemy suwerennych państw dotyczyć nie musi, np. Szwajcarii, której to obywatele niedawno wypowiedzieli się przeciwko budowie minaretów na swoim terytorium. Co prawda już tamtejsi lewacy zapowiedzieli skierowanie sprawy do Strasburga, ale jak miewam nic tego nie będzie. Przecież Szwajcaria to suwerenny kraj, który może budować na swoim terytorium co chce, a jak nie to nie.
A u nas może niedługo zaczną powstawać takie kwiatki jak w Kanadzie
A wracając do politycznej poprawności to jak wiemy suwerennych państw dotyczyć nie musi, np. Szwajcarii, której to obywatele niedawno wypowiedzieli się przeciwko budowie minaretów na swoim terytorium. Co prawda już tamtejsi lewacy zapowiedzieli skierowanie sprawy do Strasburga, ale jak miewam nic tego nie będzie. Przecież Szwajcaria to suwerenny kraj, który może budować na swoim terytorium co chce, a jak nie to nie.
A u nas może niedługo zaczną powstawać takie kwiatki jak w Kanadzie
poniedziałek, 30 listopada 2009
Carlos Rodriguez Braun.
Na blogu rewolucja jest teraz
Znaleźliśmy wiele wartościowych filmików. Wszystkie są bardzo ciekawe, bo w interesujących nas klimatach, czyli prawdziwego liberalnego podejścia. W szczególności chciałbym polecić wystąpienia Carlosa Rodrigueza Brauna, który w bezkompromisowy sposób rozprawia się z lewacką retoryką.
Zapraszam do oglądania!
Znaleźliśmy wiele wartościowych filmików. Wszystkie są bardzo ciekawe, bo w interesujących nas klimatach, czyli prawdziwego liberalnego podejścia. W szczególności chciałbym polecić wystąpienia Carlosa Rodrigueza Brauna, który w bezkompromisowy sposób rozprawia się z lewacką retoryką.
Zapraszam do oglądania!
środa, 25 listopada 2009
W przeddzień aneksji.
Dokładnie za tydzień, czyli 1 grudnia staniemy się obywatelami Unii Europejskiej, czujecie ten awans?. Europejczyk, prawie jak Niemiec(12 tys km autostrad, wina jak we Francji, pogoda jak w Hiszpanii). No niby fajnie tylko, że my w tej unii to będziemy obywatelami drugiej kategorii. Bo jak można nazwać ludzi, którzy w obrębie jednego państwa(UE) będą otrzymywać świadczenia dużo niższe niż inni. I nie chodzi mi tu o zarobki, bo one się kształtują według innych prawidłowości, natomiast renty i emerytury w takim razie powinny być równe w całym unijnym państwie. Warto by spytać lewaków czy to jest zgodne z postulatem równości.
Nikt Nas Polaków nie pytał o to, czy my potrzebujemy w ten sposób "zacieśniać" współpracę(jeśli potrzebowaliśmy to na pewno wyrazilibyśmy zgodę).
wtorek, 24 listopada 2009
Rzecz o wiarygodności mediów.
W mediach jakiś czas temu była podana wiadomość o tym, że jakaś kobita została zwolniona z racji swojego wyglądu. No to sobie myślę no kurcze co się porobiło. Kiedyś to było ciężko z brzydką buzią pracę dostać, ale jak się już dostało to i się ją miało a tu zwolnienia.
Później się okazało, że nasza bohaterka straciła pracę, bo nie była brzydka tylko (sic!) zbyt piękna. Piękno znów odbija się piętnem na czyimś życiu(skaranie boskie). Doznałem konsternacji, ale po chwili doszedłem do siebie i myślę, że to piękno musi być samozwańcze, a może stoją za tym feministki(jak donosi Agent Tomek dość aktywne ostatnio) Myślę sobie tak: jeśli można dyskryminować ze względu na kolor skóry, płeć to można i za urodę. Dodałem do tego dwa założenia.
założenie pierwsze: feministka jest zawsze dyskryminowana(zawsze!)
założenie drugie: mało która feministka jest ładna, więc jakaś mądra głowa wymyśliła, że jest dyskryminowana właśnie ze względu na urodę.
No, ale znów pudło czytam dalej... a to babka w więzieniu pracowała i była strażniczką. Ponoć za bardzo się za nią skazani oglądali, co negatywnie wpływało na dyscyplinę we więzieniu i tak straciła pracę. Wszystko było by ok gdyby ta pani naprawdę była taka piękna jak to opisują.
Niestety i to życie zweryfikowało. Nasza redakcja "dotarła" do fotek poszkodowanej.
I co się okazało co prawda nie brzydka, ale na miano pięknej to też nie zasługuje.
Wiemy również, że cena jest kształtowana przez popyt i podaż a w takim więzieniu to raczej deficyt lasek jest. To i "nic szczególnego" jawi się jako cudo. Sam to przerabiałem podczas dwumiesięcznym pobycie u naszych zachodnich sąsiadów.
Oczywiście są pewne granicę, bo można powiedzieć, że kobiety pracują jako strażniczki i takich problemów nie mają np. pani Jadzia lat 60.
Pani Jadzia brania nigdy nie miała, bo pewnie ma nadwagę, nie te lata i pewnie jeszcze jakieś inne mankamenty.
Natomiast nasz bohaterka tak na oko ze 28-30 lat. BMI tak około 19,8 i parę kilo tapety na budzi co może już stanowić rarytas w bardzo nudnych ścianach więzienia. Co dość dobrze ilustruje teoria braku laku.
Oto jej fotki:
Pierwsza fotka bardzo ładna. odpicowała się. Włosy ładnie zrobiła nawet brwi uregulowała. Jakieś zmarszczki na szyi wystają znad apaszki, ale po oględzinach tej fotki to może nawet i sam bym ją puknął. Ale...
...na tej fotce dzieje się coś niedobrego. Nos wydaje się krzywy a buzia też jakby nieforemna.
Nasza przypuszczenia zdają się sprawdzać na tej fotce nosek jest już wyraźnie przekrzywiony, dodatkowo uwidocznione zostały poobgryzane wargi i mongoloidalne rysy twarzy.
a tu nasza laseczka w pełnej krasie. Tu wygląda jak chomik, albo inny koń. Nic specjalnego może poza barkami które ma naprawdę fajne;-)
Tego typu wydarzenia zawsze skłaniają do refleksji. Mnie np. do zastanowienia się nad rolą mediów w dzisiejszym świecie. Uważam, że rola mediów powinna być informacyjna a nie rozrywkowa. Gdy słyszę bądź czytam jakiś nagłówek w którym jest jeden z tych wyrazów: super, mega, niewiarygodne, nieprawdopodobne, pilne, z ostatniej chwili, cała prawda, musisz przeczytać itd. po prostu omijam taki artykuł. Myślę, że każdy z nas powinien w ten sposób reagować, bo może wtedy wydawcy i redaktorzy przestali by nas traktować jak debili i udzielali rzetelnych informacji. A tak napisze taki denny artykuł, zarzuci zanętę w postaci "szokującego" tytułu i śmieje się z was, żeście to łyknęli.
Później się okazało, że nasza bohaterka straciła pracę, bo nie była brzydka tylko (sic!) zbyt piękna. Piękno znów odbija się piętnem na czyimś życiu(skaranie boskie). Doznałem konsternacji, ale po chwili doszedłem do siebie i myślę, że to piękno musi być samozwańcze, a może stoją za tym feministki(jak donosi Agent Tomek dość aktywne ostatnio) Myślę sobie tak: jeśli można dyskryminować ze względu na kolor skóry, płeć to można i za urodę. Dodałem do tego dwa założenia.
założenie pierwsze: feministka jest zawsze dyskryminowana(zawsze!)
założenie drugie: mało która feministka jest ładna, więc jakaś mądra głowa wymyśliła, że jest dyskryminowana właśnie ze względu na urodę.
No, ale znów pudło czytam dalej... a to babka w więzieniu pracowała i była strażniczką. Ponoć za bardzo się za nią skazani oglądali, co negatywnie wpływało na dyscyplinę we więzieniu i tak straciła pracę. Wszystko było by ok gdyby ta pani naprawdę była taka piękna jak to opisują.
Niestety i to życie zweryfikowało. Nasza redakcja "dotarła" do fotek poszkodowanej.
I co się okazało co prawda nie brzydka, ale na miano pięknej to też nie zasługuje.
Wiemy również, że cena jest kształtowana przez popyt i podaż a w takim więzieniu to raczej deficyt lasek jest. To i "nic szczególnego" jawi się jako cudo. Sam to przerabiałem podczas dwumiesięcznym pobycie u naszych zachodnich sąsiadów.
Oczywiście są pewne granicę, bo można powiedzieć, że kobiety pracują jako strażniczki i takich problemów nie mają np. pani Jadzia lat 60.
Pani Jadzia brania nigdy nie miała, bo pewnie ma nadwagę, nie te lata i pewnie jeszcze jakieś inne mankamenty.
Natomiast nasz bohaterka tak na oko ze 28-30 lat. BMI tak około 19,8 i parę kilo tapety na budzi co może już stanowić rarytas w bardzo nudnych ścianach więzienia. Co dość dobrze ilustruje teoria braku laku.
Oto jej fotki:
Pierwsza fotka bardzo ładna. odpicowała się. Włosy ładnie zrobiła nawet brwi uregulowała. Jakieś zmarszczki na szyi wystają znad apaszki, ale po oględzinach tej fotki to może nawet i sam bym ją puknął. Ale...
...na tej fotce dzieje się coś niedobrego. Nos wydaje się krzywy a buzia też jakby nieforemna.
Nasza przypuszczenia zdają się sprawdzać na tej fotce nosek jest już wyraźnie przekrzywiony, dodatkowo uwidocznione zostały poobgryzane wargi i mongoloidalne rysy twarzy.
a tu nasza laseczka w pełnej krasie. Tu wygląda jak chomik, albo inny koń. Nic specjalnego może poza barkami które ma naprawdę fajne;-)
Tego typu wydarzenia zawsze skłaniają do refleksji. Mnie np. do zastanowienia się nad rolą mediów w dzisiejszym świecie. Uważam, że rola mediów powinna być informacyjna a nie rozrywkowa. Gdy słyszę bądź czytam jakiś nagłówek w którym jest jeden z tych wyrazów: super, mega, niewiarygodne, nieprawdopodobne, pilne, z ostatniej chwili, cała prawda, musisz przeczytać itd. po prostu omijam taki artykuł. Myślę, że każdy z nas powinien w ten sposób reagować, bo może wtedy wydawcy i redaktorzy przestali by nas traktować jak debili i udzielali rzetelnych informacji. A tak napisze taki denny artykuł, zarzuci zanętę w postaci "szokującego" tytułu i śmieje się z was, żeście to łyknęli.
wtorek, 17 listopada 2009
Idą Święta.
Z okazji nadchodzących świąt, wpadł mi do głowy pomysł aby bloga trochę udekorować. W końcu już 17 listopada. W sumie to wszyscy do boju ruszają już 2 listopada, bo przed Wszystkimi Świętymi jakoś nie wypada. Brak śniegu w tym roku start kampanii reklamowych trochę opóźnił(śnieg był, ale w październiku a to falstart). Już chyba tradycyjnie pierwsza do boju rusza Coca Cola ze swoją ciężarówką.
Początkowo nasz sztab miał problem z koncepcją designu strony. Stwierdziliśmy, że najbardziej optymalnym rozwiązaniem, będzie zastosowanie prostych rozwiązań(w myśl zasady geniusz tkwi w prostocie).
A że nie mieliśmy pomysłu stwierdziliśmy, że może wyjdziemy z biura(na świeżym powietrzu lepiej się myśli). Niestety jednak i to nic nie dawało. Powiedziałem więc: podawajcie nawet głupie pomysły. Takowych również nie było, więc ja się poczułem zobligowany do działania. Pomyślałem głupie pomysły rodzą się po alkoholu, więc poszliśmy po piwo.
Po spożyciu pewnej ilości zapasów nabytych w pobliskim monopolowym powtórzyłem założenia którymi kierowaliśmy się na początku, czyli coś prostego a zarazem wyrazistego. Padła propozycja to może choinka. Powiedziałem: ok, ale skąd teraz choinka i bombki. Odpowiedź padała taka: bombkę to my mamy Panie szefie a choinkę to się znajdzie.
Po spożyciu reszty trunków załączyła nam się kreatywność i zrobiliśmy choinkę z tego co mieliśmy, czyli z puszek po piwie, pobliskiego kasztana i reklamówki.
A wyszło nam tak:
Po zrealizowaniu tego trudnego zadania dowiedziałem się, że ktoś zorganizował konkurencyjny projekt. Poszukałem tu i ówdzie i dowiedziałem się, że neonaziści też sobie zrobili choinkę. Też taka trochę nietypowa.
Początkowo nasz sztab miał problem z koncepcją designu strony. Stwierdziliśmy, że najbardziej optymalnym rozwiązaniem, będzie zastosowanie prostych rozwiązań(w myśl zasady geniusz tkwi w prostocie).
A że nie mieliśmy pomysłu stwierdziliśmy, że może wyjdziemy z biura(na świeżym powietrzu lepiej się myśli). Niestety jednak i to nic nie dawało. Powiedziałem więc: podawajcie nawet głupie pomysły. Takowych również nie było, więc ja się poczułem zobligowany do działania. Pomyślałem głupie pomysły rodzą się po alkoholu, więc poszliśmy po piwo.
Po spożyciu pewnej ilości zapasów nabytych w pobliskim monopolowym powtórzyłem założenia którymi kierowaliśmy się na początku, czyli coś prostego a zarazem wyrazistego. Padła propozycja to może choinka. Powiedziałem: ok, ale skąd teraz choinka i bombki. Odpowiedź padała taka: bombkę to my mamy Panie szefie a choinkę to się znajdzie.
Po spożyciu reszty trunków załączyła nam się kreatywność i zrobiliśmy choinkę z tego co mieliśmy, czyli z puszek po piwie, pobliskiego kasztana i reklamówki.
A wyszło nam tak:
Po zrealizowaniu tego trudnego zadania dowiedziałem się, że ktoś zorganizował konkurencyjny projekt. Poszukałem tu i ówdzie i dowiedziałem się, że neonaziści też sobie zrobili choinkę. Też taka trochę nietypowa.
poniedziałek, 16 listopada 2009
przyczyna, skutek, interwał czasowy.
Często bywa tak, że ktoś uczy się mało, bądź wcale a mimo to osiąga dobre wyniki w nauce lub słabo się uczy a wkłada to dużo pracy. Jest chudy a dużo je. Bądź mało je a jest gruby. Znamy oczywiście te dyrdymały wszyscy. Na pierwszy rzut oka wszyscy biorą to za normę. Twierdzenia te mogą zgadzać się w wąskim zakresie czasu, a generalnie są one nieprawdziwe, czyli wtedy kiedy dana osoba wygłasza taką tezę. Spróbujmy obserwować taką osobę np. 2 tyg. później i wyjdzie, że jednak mija się z prawdą np. dwa dni diety i znowu obżarstwo przez pół roku.
Żeby być chudym nie trzeba wcale katować się na siłowni i uprawiać głodówki tak samo zresztą z uczniem się. Nie musi od razu osiągać spektakularnych rezultatów w nauce.(wiele dyscyplin naukowych jest opartych na efekcie domina. Np. matma, języki obce.) żeby się rozwijać trzeba najpierw zmierzyć swoje rezultaty. Czyli ile jemy normalnie, ile się na co dzień uczymy( nie ile się uczymy gdy się uczymy a nie ile jemy gdy chcielibyśmy jeść, chodzi o to żeby było to naprawdę szczerze) później możemy wyznaczyć sobie jakieś cele, tylko żeby nie były zbyt restrykcyjne. Obcinamy lub dodajemy trochę kalorii, więcej się uczymy. Nie szarżujemy za mocno, bo nam się szybko znudzi. Chodzi o progres i dyscyplinę. Wolniej jedziesz dalej zajedziesz. Nie sztuka przez krótki czas się uczyć np. student, który uczy się tylko w krótko przed sesją może powiedzieć, że uczy się w sporo i ma straszny zapierdol a mimo to nie zda egzaminu. Podobnie jest z naszym odchudzającym się mało je nawet biega codziennie(dla niektórych codziennie to już 2 dni z rzędu), ale jest generalnie gruby i leniwy. W jednym jak i w drugim przypadku jest to bardzo zgubne, ponieważ daje fałszywą iluzję tego, że te osoby się starają. W rzeczywistości oszukują tylko siebie. Zwracają uwagę słuchaczy na dany temat tylko wtedy, gdy się starają przez resztę czasu o tym milczą. Przez takie osoby tworzy się stereotyp, że te nie każdy może być szczupły, bo ma wolniejszą przemianę materii takie geny i huj wie co jeszcze. Podobna zależność występuje w sferze intelektualnej. Że jakoby ktoś się słabiej uczy bo jest mniej zdolny. Może i tak, ale że kurwa z wszystkich przedmiotów ? Nikt nie każe ci być laureatem konkursów.
Nie jesteśmy nigdy zdeterminowani do końca, mamy dość duże pole manewru. Musimy wyjść poza schematy, każdy musi pracować nie tylko ciężko, ale i mądrze. Gdy będziemy się trzymać ściśle określonych reguł nic dla nas nie jest nieosiągalne, ale do tego potrzeba czasu. Nie od razu Rzym zbudowano. Na początku nigdy nie widać rezultatów. Łatwo można zilustrować to na przykładzie sinusoidy. Gdy jesteśmy na dole nawet duży postęp nie wygląda imponująco tak samo gdy jesteśmy na górze i zjeżdżamy w dół tego nie widać. Po prostu gdy przyczyna i następstwo są rozdzielone pewnym interwałem czasu, dlatego mniej inteligentni ludzie ich nie kojarzą. Doskonale wykorzystują to rządzący zadłużający nasz kraj(zobacz jak szybko wskakują cyferki na liczniku). Za kilkanaście latek wiele osób spyta się, dlaczego Polska jest w tak trudnej sytuacji gospodarczej. Dlaczego nie może być tak jak dawniej. Obwiniając ówczesny wtedy rząd nie wiedząc o tym, że dług tak sam z siebie nie powstał i nie nagle.
Żeby być chudym nie trzeba wcale katować się na siłowni i uprawiać głodówki tak samo zresztą z uczniem się. Nie musi od razu osiągać spektakularnych rezultatów w nauce.(wiele dyscyplin naukowych jest opartych na efekcie domina. Np. matma, języki obce.) żeby się rozwijać trzeba najpierw zmierzyć swoje rezultaty. Czyli ile jemy normalnie, ile się na co dzień uczymy( nie ile się uczymy gdy się uczymy a nie ile jemy gdy chcielibyśmy jeść, chodzi o to żeby było to naprawdę szczerze) później możemy wyznaczyć sobie jakieś cele, tylko żeby nie były zbyt restrykcyjne. Obcinamy lub dodajemy trochę kalorii, więcej się uczymy. Nie szarżujemy za mocno, bo nam się szybko znudzi. Chodzi o progres i dyscyplinę. Wolniej jedziesz dalej zajedziesz. Nie sztuka przez krótki czas się uczyć np. student, który uczy się tylko w krótko przed sesją może powiedzieć, że uczy się w sporo i ma straszny zapierdol a mimo to nie zda egzaminu. Podobnie jest z naszym odchudzającym się mało je nawet biega codziennie(dla niektórych codziennie to już 2 dni z rzędu), ale jest generalnie gruby i leniwy. W jednym jak i w drugim przypadku jest to bardzo zgubne, ponieważ daje fałszywą iluzję tego, że te osoby się starają. W rzeczywistości oszukują tylko siebie. Zwracają uwagę słuchaczy na dany temat tylko wtedy, gdy się starają przez resztę czasu o tym milczą. Przez takie osoby tworzy się stereotyp, że te nie każdy może być szczupły, bo ma wolniejszą przemianę materii takie geny i huj wie co jeszcze. Podobna zależność występuje w sferze intelektualnej. Że jakoby ktoś się słabiej uczy bo jest mniej zdolny. Może i tak, ale że kurwa z wszystkich przedmiotów ? Nikt nie każe ci być laureatem konkursów.
Nie jesteśmy nigdy zdeterminowani do końca, mamy dość duże pole manewru. Musimy wyjść poza schematy, każdy musi pracować nie tylko ciężko, ale i mądrze. Gdy będziemy się trzymać ściśle określonych reguł nic dla nas nie jest nieosiągalne, ale do tego potrzeba czasu. Nie od razu Rzym zbudowano. Na początku nigdy nie widać rezultatów. Łatwo można zilustrować to na przykładzie sinusoidy. Gdy jesteśmy na dole nawet duży postęp nie wygląda imponująco tak samo gdy jesteśmy na górze i zjeżdżamy w dół tego nie widać. Po prostu gdy przyczyna i następstwo są rozdzielone pewnym interwałem czasu, dlatego mniej inteligentni ludzie ich nie kojarzą. Doskonale wykorzystują to rządzący zadłużający nasz kraj(zobacz jak szybko wskakują cyferki na liczniku). Za kilkanaście latek wiele osób spyta się, dlaczego Polska jest w tak trudnej sytuacji gospodarczej. Dlaczego nie może być tak jak dawniej. Obwiniając ówczesny wtedy rząd nie wiedząc o tym, że dług tak sam z siebie nie powstał i nie nagle.
sobota, 14 listopada 2009
11 listopada- mieszane uczucia.
W środę mieliśmy bardzo ważną datę. 11 listopada. Ważna o tyle, że nie tylko jest to rocznica odzyskania przez Polskę niepodległości Oby nie był to ostatni raz. Jak pewnie wiecie z dniem pierwszego grudnia tego roku powstaje nowe państwo- Unia Europejska. W skład Unii Europejskiej wejdzie 27 państw w tym Polska. Ważne będzie teraz, aby nie dać się w tej uni zmarginalizować. Musimy prowadzić politykę podmiotową.
Czy taka będzie prowadzona? Szczerze wątpię, leser Tusk nie jest do tego zdolny. On raczej będzie polował na ciepłą posadkę w Brukseli, bo dla niego teraz Polska jest częścią kraju o nazwie unia europejska, czyli dla niego oznaczałoby to de facto awans.
piątek, 13 listopada 2009
trochę humoru
dziś mało poważny wpis.
podpisał się vincent. Być może to nawet sam Vincent z ministerstwa finansów. Tusk w takim razie może czuć się zagrożony. Bo jak wiemy Vincent to najlepszy minister finansów we wszechświecie.
Zdruzgotany Tusk musi w tym momencie ukoić swoje skołatane nerwy. My polecamy w tym miejscu trunek firmowany nazwiskiem jego bliskiego partyjnego kolegi.
Na zdrowie! PaniePrezydencie Premierze.
podpisał się vincent. Być może to nawet sam Vincent z ministerstwa finansów. Tusk w takim razie może czuć się zagrożony. Bo jak wiemy Vincent to najlepszy minister finansów we wszechświecie.
Zdruzgotany Tusk musi w tym momencie ukoić swoje skołatane nerwy. My polecamy w tym miejscu trunek firmowany nazwiskiem jego bliskiego partyjnego kolegi.
Na zdrowie! Panie
poniedziałek, 9 listopada 2009
money as debt- fakty i mity.
Przeciętny zjadacz chleba nie wie zbyt wiele, o tym, czym tak w ogóle jest pieniądz. W filmie tym w sposób prosty(ale i pobieżnie) zilustrowane jest to o co w tej całej zabawie chodzi.
Zapraszam do oglądania!
film co prawda ciekawy, ale i tu nie uniknięto przekłamań. Jak się to ma naprawdę, wspaniale tłumaczy Adam Duda, na swoim blogu.
tutaj i tutaj
A dla mniej ambitnych, którym nie chce się czytać, najistotniejsze są te fragmenty:
to cała tajemnica pustego pieniądza… gdyby wszyscy zażądali wypłaty swoich pieniędzy, to ich by po prostu nie było. Bank ma kredyty, a nie pieniądze.
Idąc dalej i już dotykając trochę bardzie natury systemu, to pojawia się pozorny problem odsetek. Kredyt jest oprocentowany i skąd na niego wziąć pieniądze? Tutaj pokutuje pewne przekłamanie z filmu Money as debt, gdzie jakoby system cały czas się musi rozrastać i kreować nowe pieniądze, żeby można było spłacać czymś odsetki. Oczywiście nie ma takie potrzeby. Wracając do naszego banku i Kowalskiego. Kowalski żeby mógł dostać kredyt, musiał gdzieś pracować. Jako, że mamy bardzo uproszczony model, to może pracować albo w moim banku, albo u dewelopera. Dla uproszczenia dajmy na to, że pracuje u dewelopera. Co się dzieje w momencie jego wypłaty i spłaty kredytu? Bilans i ruchy na bilansie:
Deweloper musi zapłacić Kowalskiemu pensje w wysokości 15 000 złoty. Kowalski 5 000 przeznacza na spłatę kredytu, 5 000 na spłatę odsetek a 5 000 zachowuje sobie dla banku. Ogólna podaż pieniądza spadła o 5 000 złotych, dokładnie o tyle, o ile został spłacony kredyt banku. Nastąpiła kontrakcja kredytu, czyli zmniejszenie ilości kredytów w systemie bankowym oraz samych pieniędzy. W takim przypadku, powinniśmy obserwować deflacje, gdyż jest mniej pieniędzy w stosunku do ilości produkowanych dóbr. Bilans po uwzględnieniu powyższych ruchów wygląda tak:
A dla ambitnych mały bonus.
Zapraszam do oglądania!
film co prawda ciekawy, ale i tu nie uniknięto przekłamań. Jak się to ma naprawdę, wspaniale tłumaczy Adam Duda, na swoim blogu.
tutaj i tutaj
A dla mniej ambitnych, którym nie chce się czytać, najistotniejsze są te fragmenty:
to cała tajemnica pustego pieniądza… gdyby wszyscy zażądali wypłaty swoich pieniędzy, to ich by po prostu nie było. Bank ma kredyty, a nie pieniądze.
Idąc dalej i już dotykając trochę bardzie natury systemu, to pojawia się pozorny problem odsetek. Kredyt jest oprocentowany i skąd na niego wziąć pieniądze? Tutaj pokutuje pewne przekłamanie z filmu Money as debt, gdzie jakoby system cały czas się musi rozrastać i kreować nowe pieniądze, żeby można było spłacać czymś odsetki. Oczywiście nie ma takie potrzeby. Wracając do naszego banku i Kowalskiego. Kowalski żeby mógł dostać kredyt, musiał gdzieś pracować. Jako, że mamy bardzo uproszczony model, to może pracować albo w moim banku, albo u dewelopera. Dla uproszczenia dajmy na to, że pracuje u dewelopera. Co się dzieje w momencie jego wypłaty i spłaty kredytu? Bilans i ruchy na bilansie:
Deweloper musi zapłacić Kowalskiemu pensje w wysokości 15 000 złoty. Kowalski 5 000 przeznacza na spłatę kredytu, 5 000 na spłatę odsetek a 5 000 zachowuje sobie dla banku. Ogólna podaż pieniądza spadła o 5 000 złotych, dokładnie o tyle, o ile został spłacony kredyt banku. Nastąpiła kontrakcja kredytu, czyli zmniejszenie ilości kredytów w systemie bankowym oraz samych pieniędzy. W takim przypadku, powinniśmy obserwować deflacje, gdyż jest mniej pieniędzy w stosunku do ilości produkowanych dóbr. Bilans po uwzględnieniu powyższych ruchów wygląda tak:
A dla ambitnych mały bonus.
sobota, 7 listopada 2009
Bajka
Dziś opowiem wam bajkę o pewnym gospodarzu.
Za górami za lasami żył sobie się pewien gospodarz przez którego to łąkę sąsiedzi zrobili sobie ścieżkę na skróty. Gospodarz przez długi czas nie reagował na to, ale pewnego dnia nagle zaczęło mu to przeszkadzać, więc gdy widział ludzi przepędzał ich z tej łąki. Nie dlatego, bo mu to przeszkadzało tylko dowiedział się, że jego rodzina wie, że przez tą łąkę wszyscy uczęszczają. Jemu to zwisało czy ktoś robi sobie skrót przez jego działkę ,ale jak zaczęła go rodzina podsycać tekstami typu: łażą ci po łące a ty musisz dzierżawę płacić, przecież mogą chodzić na około a poza tym to na pewno tu śmieci wywalają itd. Nieszczęsny uległ presji i musiał wziąć się za ochronę swego terytorium. Co prawda od początku było dla wszystkich wiadome, że i tak będzie tam ścieżka i tak nawet dla gospodarza. No ale coś zrobić musiał żeby się później nie wstydzić przed rodziną. Chodził na tą łąkę przeganiać przechodniów, ale rzadko mu się to udawało, ponieważ każdy z daleka już go tam widział a poza tym jako rolnik miał wiele innej pracy. No, ale dobra pilnował, czyli nikt nie chodził, ale ścieżka jest. jak to mogłaby spytać rodzina gospodarza. Gospodarz więc potrzebował dowodów dobrego pilnowania (sic!) własnej posiadłości. A że tłuczono mu przez całe życie, że ma być porządny, więc nie kłamie w danej sprawie, ale mijanie się z prawdą to już co innego. nie powiedzenie nie dopowiedzenie itp. to już nie kłamstwo. np. bardzo wpieniają mnie ludzie którzy są tak fałszywie poprawni którzy rzucają tekstem ja mu nie powiem, ale jak mnie spyta to mu powiem prawdę. no ja by byli tacy szlachetni to jeszcze dało by się to znieść, ale jak taki zaczyna kręcić a gdy dojdzie się do tego jak naprawdę było to taki ci powie, że albo nie pytałeś albo że mówił ci to ale inaczej. kurwa kurwa kurwa jak jeszcze kogoś takiego spotkam to zajebie.
A zmierzając do meritum to taki gospodarz ma podobnie najebane w bani on nie kłamie ani nie mówi prawdy. bardzo problematyczne dla jego debilnej rodziny, ale i dla niego samego. Im się może w tej sytuacji należy(za głupotę), ale czym zawinił na biedny gospodarz. Gospodarza zaczyna to też powoli denerwować. Z jednej strony wkurwia go rodzina a z drugiej cała ta sytuacja. Gospodarz musi się wykazać. Jest coraz bardziej sfrustrowany. Musi te żale wyrzucić, ale nie do sprawców całej tej hecy, czyli debilnej rodziny nie dlatego, że nie było by to właściwe bo było by jak najbardziej, ale z powodu bardzo pokręconej mentalności gospodarza, którą przekazały mu pokolenia wcześniejsze. więc patrząc na drugą stronę gospodarz nie ma innego wyjścia jak zaczaić się na łące i opierdolić przechodnia a przy okazji wylać swoje żale właśnie w jego towarzystwie. przejebka. wiec gospodarz robi tą przyczaje łapie „cwaniaczka”, który „bezczelnie” maszeruje przez jego łąkę i prawi mu już wcześniej ułożony wywód przy okazji dokładając kilka epitetów zaczepnie. No i teraz ten „bezczelny” przechodzień ma dylemat, albo wycofać się od razu i z burakiem w ogóle nie gadać, albo wdać się w kłótnie. którą bramkę wybierze uczestnik programu zależy od jego osobowości jeżeli nasz figurant rozumie trudną sytuację i motywy cerbera łąki to od razu się wycofa mając na celu nie danie satysfakcji rolnikowi(o tym za chwile) jest jeszcze bramka nr 2 czyli o kurwa będzie mnie obrażał parobek jeden. Taki osobnik IQ (jeśli w ogóle) nie wiele wyższe od swego przeciwnika. Wtedy dwa buraki zaczynają się kłócić. Dla debila nr 2 przejście przez łąkę staje się celem priorytetowym. Nie ustąpi, bo nie będzie się dawał obrażać. debil nr 1 nie ustąpi, bo to jego działka i może sobie na niej robić co chce a poza tym to jak powiedział, że gościu ma wypierdalać, to ma wypierdalać. Stawka się cały czas podnosi jak w pokerze pula rośnie im ktoś później się wycofa tym gorzej dla niego, ale z drugiej strony to gospodarz jest uprzywilejowany tak jak bankier w grze oczko. Bo debil nr 1 nie przegrywa od razu może to rozłożyć na raty natomiast debli nr 2 sprowokowany do wymiany zdań może w sumie bardzo efektownie przegrać a wygrana jest mało prawdopodobna, ale to następny efekt pojebanego myślenia człowieka dzisiejszego.
Rolnik w sumie się cieszy, że debila wciągną w dyskusje, ponieważ w domu będzie się mógł pochwalić jaki to mężny był i jacy to ludzie są skurwiali. Co prawda całą sytuację bardzo ubarwi i naciągnie co spowoduje debatę całodniową nad powyższym problemem. To będzie mniej więcej dyskusja w tonie dwóch ludzi o odmiennych poglądach tylko z tą różnicą, że o tych samych. Czyli taka kłótnia ze sobą, ale bez stron jest to naprawdę niezwykłe, bo niby jeden front, ale uczestnicy czują się atakowani. Normalni ludzie jak się ze sobą zgadzają kończą dyskusję na ten temat, bo już doszli do konsensusu a tu nie. a taki ewenement. No, ale to w najlepszym wypadku, bo jeśli debil nr 1 przegra na froncie prowadzi jeszcze dywersje jeśli musiał odpuścić na łące musi zawalczyć w domu. Dyskusja w domu jest prowadzona w podobnym tonie(inaczej dyskutować nie potrafią) gospodarz czuje się dużo mniej komfortowo niż w pierwszym przypadku(tak może być to jeszcze bardziej nieprzyjemne) debil nr jeden musi to ubarwić bardziej musi wiedzieć jak jego przeciwnik się nazywa musi kilkakrotnie podkreślić jego bezczelność, musi podkreślić swoje racje (nawet gdyby nie miał). Co prawda dostanie niezły wpierdol od rodziny, taki wpierdol mentalny, ale na drugi dzień już ma zmontowaną ekipę która będzie rozpowiadać "fakty" o całym zajściu. Gospodarz też musi udawać zaangażowanie całą sytuację i też łżeć w tej sprawie, ale ma do wyboru, albo być wyśmianym przez te stado debili, albo brnąć w to próbując w to wierzyć i po tygodniu być całkowicie wolny od presji rodziny. Dlatego gdy znajdziesz się w kiedyś w podobnej sytuacji pamiętaj, żeby z takim człowiekiem nie kłócić się bo: po pierwsze on nie szuka problemu, bo nie za bardzo rozumie cały mechanizm a, że cię obraził nie przejmuj się wiedz, że wycofując się robisz mu większą krzywdę, bo nie będzie mógł nić ciekawego w domu powiedzieć na temat swoich heroicznych czynów a poza tym to nie musiałbyś się później szykować na dywersję.
A jak to w bajkach zawsze na końcu morał. Morały z tej bajki to:
Jak z debilami się obdajesz, debilem zostajesz.
Z debilami nie dyskutuj, inni mogą nie zauważyć różnicy.
Dla debila nie mówienie prawdy to nie kłamstwo, jak i pół prawdy to też nie kłamstwa.
Za górami za lasami żył sobie się pewien gospodarz przez którego to łąkę sąsiedzi zrobili sobie ścieżkę na skróty. Gospodarz przez długi czas nie reagował na to, ale pewnego dnia nagle zaczęło mu to przeszkadzać, więc gdy widział ludzi przepędzał ich z tej łąki. Nie dlatego, bo mu to przeszkadzało tylko dowiedział się, że jego rodzina wie, że przez tą łąkę wszyscy uczęszczają. Jemu to zwisało czy ktoś robi sobie skrót przez jego działkę ,ale jak zaczęła go rodzina podsycać tekstami typu: łażą ci po łące a ty musisz dzierżawę płacić, przecież mogą chodzić na około a poza tym to na pewno tu śmieci wywalają itd. Nieszczęsny uległ presji i musiał wziąć się za ochronę swego terytorium. Co prawda od początku było dla wszystkich wiadome, że i tak będzie tam ścieżka i tak nawet dla gospodarza. No ale coś zrobić musiał żeby się później nie wstydzić przed rodziną. Chodził na tą łąkę przeganiać przechodniów, ale rzadko mu się to udawało, ponieważ każdy z daleka już go tam widział a poza tym jako rolnik miał wiele innej pracy. No, ale dobra pilnował, czyli nikt nie chodził, ale ścieżka jest. jak to mogłaby spytać rodzina gospodarza. Gospodarz więc potrzebował dowodów dobrego pilnowania (sic!) własnej posiadłości. A że tłuczono mu przez całe życie, że ma być porządny, więc nie kłamie w danej sprawie, ale mijanie się z prawdą to już co innego. nie powiedzenie nie dopowiedzenie itp. to już nie kłamstwo. np. bardzo wpieniają mnie ludzie którzy są tak fałszywie poprawni którzy rzucają tekstem ja mu nie powiem, ale jak mnie spyta to mu powiem prawdę. no ja by byli tacy szlachetni to jeszcze dało by się to znieść, ale jak taki zaczyna kręcić a gdy dojdzie się do tego jak naprawdę było to taki ci powie, że albo nie pytałeś albo że mówił ci to ale inaczej. kurwa kurwa kurwa jak jeszcze kogoś takiego spotkam to zajebie.
A zmierzając do meritum to taki gospodarz ma podobnie najebane w bani on nie kłamie ani nie mówi prawdy. bardzo problematyczne dla jego debilnej rodziny, ale i dla niego samego. Im się może w tej sytuacji należy(za głupotę), ale czym zawinił na biedny gospodarz. Gospodarza zaczyna to też powoli denerwować. Z jednej strony wkurwia go rodzina a z drugiej cała ta sytuacja. Gospodarz musi się wykazać. Jest coraz bardziej sfrustrowany. Musi te żale wyrzucić, ale nie do sprawców całej tej hecy, czyli debilnej rodziny nie dlatego, że nie było by to właściwe bo było by jak najbardziej, ale z powodu bardzo pokręconej mentalności gospodarza, którą przekazały mu pokolenia wcześniejsze. więc patrząc na drugą stronę gospodarz nie ma innego wyjścia jak zaczaić się na łące i opierdolić przechodnia a przy okazji wylać swoje żale właśnie w jego towarzystwie. przejebka. wiec gospodarz robi tą przyczaje łapie „cwaniaczka”, który „bezczelnie” maszeruje przez jego łąkę i prawi mu już wcześniej ułożony wywód przy okazji dokładając kilka epitetów zaczepnie. No i teraz ten „bezczelny” przechodzień ma dylemat, albo wycofać się od razu i z burakiem w ogóle nie gadać, albo wdać się w kłótnie. którą bramkę wybierze uczestnik programu zależy od jego osobowości jeżeli nasz figurant rozumie trudną sytuację i motywy cerbera łąki to od razu się wycofa mając na celu nie danie satysfakcji rolnikowi(o tym za chwile) jest jeszcze bramka nr 2 czyli o kurwa będzie mnie obrażał parobek jeden. Taki osobnik IQ (jeśli w ogóle) nie wiele wyższe od swego przeciwnika. Wtedy dwa buraki zaczynają się kłócić. Dla debila nr 2 przejście przez łąkę staje się celem priorytetowym. Nie ustąpi, bo nie będzie się dawał obrażać. debil nr 1 nie ustąpi, bo to jego działka i może sobie na niej robić co chce a poza tym to jak powiedział, że gościu ma wypierdalać, to ma wypierdalać. Stawka się cały czas podnosi jak w pokerze pula rośnie im ktoś później się wycofa tym gorzej dla niego, ale z drugiej strony to gospodarz jest uprzywilejowany tak jak bankier w grze oczko. Bo debil nr 1 nie przegrywa od razu może to rozłożyć na raty natomiast debli nr 2 sprowokowany do wymiany zdań może w sumie bardzo efektownie przegrać a wygrana jest mało prawdopodobna, ale to następny efekt pojebanego myślenia człowieka dzisiejszego.
Rolnik w sumie się cieszy, że debila wciągną w dyskusje, ponieważ w domu będzie się mógł pochwalić jaki to mężny był i jacy to ludzie są skurwiali. Co prawda całą sytuację bardzo ubarwi i naciągnie co spowoduje debatę całodniową nad powyższym problemem. To będzie mniej więcej dyskusja w tonie dwóch ludzi o odmiennych poglądach tylko z tą różnicą, że o tych samych. Czyli taka kłótnia ze sobą, ale bez stron jest to naprawdę niezwykłe, bo niby jeden front, ale uczestnicy czują się atakowani. Normalni ludzie jak się ze sobą zgadzają kończą dyskusję na ten temat, bo już doszli do konsensusu a tu nie. a taki ewenement. No, ale to w najlepszym wypadku, bo jeśli debil nr 1 przegra na froncie prowadzi jeszcze dywersje jeśli musiał odpuścić na łące musi zawalczyć w domu. Dyskusja w domu jest prowadzona w podobnym tonie(inaczej dyskutować nie potrafią) gospodarz czuje się dużo mniej komfortowo niż w pierwszym przypadku(tak może być to jeszcze bardziej nieprzyjemne) debil nr jeden musi to ubarwić bardziej musi wiedzieć jak jego przeciwnik się nazywa musi kilkakrotnie podkreślić jego bezczelność, musi podkreślić swoje racje (nawet gdyby nie miał). Co prawda dostanie niezły wpierdol od rodziny, taki wpierdol mentalny, ale na drugi dzień już ma zmontowaną ekipę która będzie rozpowiadać "fakty" o całym zajściu. Gospodarz też musi udawać zaangażowanie całą sytuację i też łżeć w tej sprawie, ale ma do wyboru, albo być wyśmianym przez te stado debili, albo brnąć w to próbując w to wierzyć i po tygodniu być całkowicie wolny od presji rodziny. Dlatego gdy znajdziesz się w kiedyś w podobnej sytuacji pamiętaj, żeby z takim człowiekiem nie kłócić się bo: po pierwsze on nie szuka problemu, bo nie za bardzo rozumie cały mechanizm a, że cię obraził nie przejmuj się wiedz, że wycofując się robisz mu większą krzywdę, bo nie będzie mógł nić ciekawego w domu powiedzieć na temat swoich heroicznych czynów a poza tym to nie musiałbyś się później szykować na dywersję.
A jak to w bajkach zawsze na końcu morał. Morały z tej bajki to:
Jak z debilami się obdajesz, debilem zostajesz.
Z debilami nie dyskutuj, inni mogą nie zauważyć różnicy.
Dla debila nie mówienie prawdy to nie kłamstwo, jak i pół prawdy to też nie kłamstwa.
wtorek, 3 listopada 2009
Teoria kontaktów międzyludzkich w kontekście ekonomi.
Gdzieś przeczytałem, że naukowcy stwierdzili że obaj partnerzy w związku są tym szczęśliwsi czym bardziej zrównoważony jest ich bilans korzyści i poświęceń wynikających ze związku tzn. jeśli obydwie strony tyle samo wkładają i otrzymują w kontekście wzajemnych relacji.
Czyli jak łatwo domyślić się, że związek idealny opierałby się na zerowym bilansie przepływu kapitału, czyli obydwaj partnerzy dają z siebie tyle samo. Niestety jak wiemy ideały nie istnieją(zerowy bilans jest możliwy, ale przy zerowej wymianie, czyli de facto przy braku związku).
O ile w teorii jest to możliwe o tyle w praktyce już samo stworzenie systemu miar jest dość kłopotliwe tzn. nonsensem było by aby obydwie strony wnosiły to samo do związku. W tym miejscu najrozsądniejsza w tym miejscu była by specjalizacja, która jak wiemy jest podstawą cywilizacji i dopiero wtedy sumaryczna liczba dóbr i usług mogła by być szacowana bądź liczona(jeśli ktoś potrafi).
Dlatego też dobrze by było, aby obydwaj partnerzy byli podobnej wartości.
I nie chodzi to o to żeby specjalizowali się w tym samym(tu pukając się w czoło pozdrawiam dzielne feministki)
Dziwne też było by aby np. jednego dnia gotował on a innego ona, albo jedną szafkę naprawi on a drugą ona czy połowę stołu wytrze on a resztę zostawi.
Teraz dochodzimy do momentu gdzie partnerzy wymieniają się usługami ja tobie to, a ty mi tamto. Mi to z daleka śmierdzi już barterem. Co prawda kiedyś też dość efektywnie wykorzystywano barter, ale świat poszedł do przodu i wymyślono pieniądze. Jeśli i my chcemy dokonać takiej ewolucji w stosunkach międzyludzkich to i my musimy udostępnić sobie taką linię kredytową(dzisiejszy pieniądz to kredyt a nie realna wartość sama w sobie).
I dochodzimy do momentu kiedy to dążenie do równowagi jest możliwe bez jakiegoś karykaturalnego wyliczania swych poświęceń i czyjś profitów. I od nas zależy na ile jesteśmy w stanie kredytować usługi swojej drugiej połówce(oczywiście bezprocentowo), bo oczywiście w dalszej perspektywie czekamy na odwzajemnię się czyli ruch w obrębie położenia równowagi.(idealnie z punktu widzenia praktycznego)
Drugi model też wywodzi się z dla nas sprawy oczywistej czyli kredytowego podejścia do związku. W drugim modelu możliwa jest trwała dysproporcja w sumarycznej ilości profitów przypadających na jedną stronę, ale nie w każdej jednostce czasu tzn. może Monia być trwale beneficjentem w relacji z Markiem, ale nie w sensie chronicznej dysproporcji, (żeby saldo nie było cały czas tendencyjnie powiększane w jedną stronę), tylko w wyniku jakiejś wielkiej sprawy z przeszłości np. Marek wyciągnął Monikę z małej biednej wsi, ale dziwne było by aby z każdym miesiącem Marek dokładał jeszcze do interesu, czyli on się starał a ona leżała i pachniała.
Erozja kapitału
Jest takie przysłowie czas leczy rany, czyli pewne sprawy są mniej warte po czasie, czyli np. po pięciu latach jesteśmy mniej skłonni do zemsty niż np. po miesiącu od zajścia. Podobnie jest i w podejściu do rzeczy pozytywnych, czyli bardziej skłonni jesteśmy odwdzięczyć się sowicie komuś od razu po tym jak ktoś nam zrobił dobrze. Czyli nawet jeśli kiedyś włożyliśmy do związku więcej a teraz wkładamy dokładnie tyle co druga połowa, to dysproporcja się zmniejsza.
Erozja wartości
Korzystając z prawa popytu i podaży możemy stwierdzić że cena danego dobra jest zależna od ilości dobra w obiegu, czyli czym jest go więcej tym jest mniej warte.
W kontekście tego punktu problem mogą mieć osoby specjalizujący się tylko w małej liczbie dziedzin. Czyli np. jeżeli Piotrek zabiera Marysię często do kina a Marysia chce się odwdzięczyć to robi mu np. wspaniałą kolację, to jeśli Piotrek oprócz zabierania do kina zdecyduje się Marysię jeszcze często obdarowywać drogimi podarunkami, to Marysia nie zdecyduje się częściej gotować zajebistej kolacji, tylko też coś wymyśli nowego np. masażyk itd. Natomiast jeśli Marysia by tego nie zrozumiała, tylko zaczęła by częściej robić tą zajebistą kolację, to może się później zdziwić, czemu to między nią a Piotrkiem coś się psuje, zwierzając się swej przyjaciółce: „nie rozumiem co się z nim dzieje przecież tak lubił moje kolacje”(być może Piotrek uczęszcza teraz do na masażyk gdzie indziej, może nawet do wspomnianej przyjaciółki. Ha ha )
Zastanawiacie się może po co to wszystko? A no bo kolokwialnie mówiąc: się przydaje.
Część kobiet ma syndrom księżniczki o którą trzeba zabiegać, zdobywać. Bądź zwyczajni przerośnięte ego. Dla równowagi występuje też pewna część mężczyzn, która owe ego ma niedorozwinięte i w ocenie danej kandydatki bierze pod uwagę zbyt mało cech np. tylko wygląd. Człowiek taki skacze koło naszej księżniczki poświęcając się często aż za nadto a dziwi się czemu luba się zbytnio nie angażuje. Często bywa tak, że nasz drogi nieszczęśnik daje z siebie jeszcze więcej i więcej nie dostając więcej w zamian. Adorator czuje się coraz bardziej zdezorientowany nie rozumiejąc, że nic z tego nie będzie. A tak by tylko skalkulował czy mu się to opłaca i było by po sprawie na pewno dużo szybciej. Przykłady można oczywiście mnożyć, ale moim zamierzeniem było tylko nakreślenie szkicu pewnego rodzaju myślenia.
Czyli jak łatwo domyślić się, że związek idealny opierałby się na zerowym bilansie przepływu kapitału, czyli obydwaj partnerzy dają z siebie tyle samo. Niestety jak wiemy ideały nie istnieją(zerowy bilans jest możliwy, ale przy zerowej wymianie, czyli de facto przy braku związku).
O ile w teorii jest to możliwe o tyle w praktyce już samo stworzenie systemu miar jest dość kłopotliwe tzn. nonsensem było by aby obydwie strony wnosiły to samo do związku. W tym miejscu najrozsądniejsza w tym miejscu była by specjalizacja, która jak wiemy jest podstawą cywilizacji i dopiero wtedy sumaryczna liczba dóbr i usług mogła by być szacowana bądź liczona(jeśli ktoś potrafi).
Dlatego też dobrze by było, aby obydwaj partnerzy byli podobnej wartości.
I nie chodzi to o to żeby specjalizowali się w tym samym(tu pukając się w czoło pozdrawiam dzielne feministki)
Dziwne też było by aby np. jednego dnia gotował on a innego ona, albo jedną szafkę naprawi on a drugą ona czy połowę stołu wytrze on a resztę zostawi.
Teraz dochodzimy do momentu gdzie partnerzy wymieniają się usługami ja tobie to, a ty mi tamto. Mi to z daleka śmierdzi już barterem. Co prawda kiedyś też dość efektywnie wykorzystywano barter, ale świat poszedł do przodu i wymyślono pieniądze. Jeśli i my chcemy dokonać takiej ewolucji w stosunkach międzyludzkich to i my musimy udostępnić sobie taką linię kredytową(dzisiejszy pieniądz to kredyt a nie realna wartość sama w sobie).
I dochodzimy do momentu kiedy to dążenie do równowagi jest możliwe bez jakiegoś karykaturalnego wyliczania swych poświęceń i czyjś profitów. I od nas zależy na ile jesteśmy w stanie kredytować usługi swojej drugiej połówce(oczywiście bezprocentowo), bo oczywiście w dalszej perspektywie czekamy na odwzajemnię się czyli ruch w obrębie położenia równowagi.(idealnie z punktu widzenia praktycznego)
Drugi model też wywodzi się z dla nas sprawy oczywistej czyli kredytowego podejścia do związku. W drugim modelu możliwa jest trwała dysproporcja w sumarycznej ilości profitów przypadających na jedną stronę, ale nie w każdej jednostce czasu tzn. może Monia być trwale beneficjentem w relacji z Markiem, ale nie w sensie chronicznej dysproporcji, (żeby saldo nie było cały czas tendencyjnie powiększane w jedną stronę), tylko w wyniku jakiejś wielkiej sprawy z przeszłości np. Marek wyciągnął Monikę z małej biednej wsi, ale dziwne było by aby z każdym miesiącem Marek dokładał jeszcze do interesu, czyli on się starał a ona leżała i pachniała.
Erozja kapitału
Jest takie przysłowie czas leczy rany, czyli pewne sprawy są mniej warte po czasie, czyli np. po pięciu latach jesteśmy mniej skłonni do zemsty niż np. po miesiącu od zajścia. Podobnie jest i w podejściu do rzeczy pozytywnych, czyli bardziej skłonni jesteśmy odwdzięczyć się sowicie komuś od razu po tym jak ktoś nam zrobił dobrze. Czyli nawet jeśli kiedyś włożyliśmy do związku więcej a teraz wkładamy dokładnie tyle co druga połowa, to dysproporcja się zmniejsza.
Erozja wartości
Korzystając z prawa popytu i podaży możemy stwierdzić że cena danego dobra jest zależna od ilości dobra w obiegu, czyli czym jest go więcej tym jest mniej warte.
W kontekście tego punktu problem mogą mieć osoby specjalizujący się tylko w małej liczbie dziedzin. Czyli np. jeżeli Piotrek zabiera Marysię często do kina a Marysia chce się odwdzięczyć to robi mu np. wspaniałą kolację, to jeśli Piotrek oprócz zabierania do kina zdecyduje się Marysię jeszcze często obdarowywać drogimi podarunkami, to Marysia nie zdecyduje się częściej gotować zajebistej kolacji, tylko też coś wymyśli nowego np. masażyk itd. Natomiast jeśli Marysia by tego nie zrozumiała, tylko zaczęła by częściej robić tą zajebistą kolację, to może się później zdziwić, czemu to między nią a Piotrkiem coś się psuje, zwierzając się swej przyjaciółce: „nie rozumiem co się z nim dzieje przecież tak lubił moje kolacje”(być może Piotrek uczęszcza teraz do na masażyk gdzie indziej, może nawet do wspomnianej przyjaciółki. Ha ha )
Zastanawiacie się może po co to wszystko? A no bo kolokwialnie mówiąc: się przydaje.
Część kobiet ma syndrom księżniczki o którą trzeba zabiegać, zdobywać. Bądź zwyczajni przerośnięte ego. Dla równowagi występuje też pewna część mężczyzn, która owe ego ma niedorozwinięte i w ocenie danej kandydatki bierze pod uwagę zbyt mało cech np. tylko wygląd. Człowiek taki skacze koło naszej księżniczki poświęcając się często aż za nadto a dziwi się czemu luba się zbytnio nie angażuje. Często bywa tak, że nasz drogi nieszczęśnik daje z siebie jeszcze więcej i więcej nie dostając więcej w zamian. Adorator czuje się coraz bardziej zdezorientowany nie rozumiejąc, że nic z tego nie będzie. A tak by tylko skalkulował czy mu się to opłaca i było by po sprawie na pewno dużo szybciej. Przykłady można oczywiście mnożyć, ale moim zamierzeniem było tylko nakreślenie szkicu pewnego rodzaju myślenia.
sobota, 31 października 2009
Inżynieria społeczna w praktyce.
Dziś będzie trochę psychologii w praktyce. Przedstawimy kilka zagadnień dotyczących ludzkich zachowań w przystępnej formie, czyli filmików. No niby wszystko piękne, ale każde uproszczenie wywołuje zniekształcenie chociażby poprzez uogólnienie, ale dla osoby całkowicie "zielonej" w temacie na pewno film się spodoba.
A dla ambitnych polecam książkę: Robert Cialdini-Wywieranie wpływu na ludzi.
A dla ambitnych polecam książkę: Robert Cialdini-Wywieranie wpływu na ludzi.
środa, 28 października 2009
Prawo pierwszej nocy i kodeks Hammurabiego, czyli co komu wolno.
Zasady zasadami a życie życiem
Prawo pierwszej nocy (łac. ius primae noctis) – prawo pana feudalnego do spędzenia pierwszej nocy ze świeżo poślubioną żoną każdego ze swych poddanych i zdeflorowania jej.
Podobnie jak prawo do wyboru narzeczonej dla swego wasala, stanowiło rodzaj podatku. W niektórych rejonach, gdzie to prawo stosowano, zostało ono zastąpione "transakcją" polegającą na tym, że pan feudalny w zamian za zgodę na spędzenie nocy poślubnej z żoną poddanego pozwalał mu na upolowanie jednego lub kilku jeleni ze swego lasu — zwyczaj ten szybko wyszedł z użycia, ponieważ mężowie zgadzający się na taką "transakcję" nie cieszyli się szacunkiem w swoim otoczeniu (jedyny ślad to nazywanie zdradzanego męża "rogaczem").
Kodeks Hammurabiego
Znaczna część spisanych praw dotyczyła kwestii ochrony majątku oraz spraw rodzinnych (np. rozstrzygnięć w sprawach dziedziczenia, przynależności dzieci, zdrady małżeńskiej). Wiele miejsca poświęca się też problemom handlowym, kredytom, umowom, odpowiedzialności z tytułu wynagrodzenia szkody. System kar opierał się na zasadzie talionu oraz na prawie mutylacji (Czym uczyniłeś to ci odetniemy. Na przykład jeśli syn uderzył ojca, ucinano mu rękę). Wiele przestępstw zagrożonych było karą śmierci. Tyko nieliczne kary były bezkrwawe i ograniczały się do grzywny w srebrze, co dla karanego mogło się skończyć niewolą za długi.
Wspólnym mianownikiem tych praw jest ewidentna wyższość ludzi będących z wyższych warstw społecznych. W prawie pierwszej nocy jest to jednoznacznie zaznaczone, że pan feudalny może sobie puknąć tą panią natomiast w kodeksie Hammurabiego nie można było się tego jednoznacznie dopatrzyć. Z pozoru wykazywał równość prawa wobec obywateli. Niestety życie również i to zweryfikowało. Np. osławiona zasada oko za oko ząb za ząb(Jeśli obywatel oko obywatelowi wybił, oko wybiją mu.)
Mieszkańcy państwa Hammurabiego nie byli równi wobec prawa. O wielkości kary decydował status: wolny czy niewolnik, posiadany majątek lub funkcja (wyróżnia się urzędników - dwór). Liczyło się, kto skarżył i kto był oskarżonym. Za uszkodzenie ciała niewolnika odszkodowanie brał jego właściciel (odszkodowanie za utratę zdolności do pracy).
Dziś mamy bardzo podobną sytuację z tą różnicą, że nam wydaje się, że jesteśmy wolni. Rzeczywistość jest zgoła odmienna. Krępujemy się sami we własnym umyśle, co uniemożliwia zmianę na lepsze. Dziś drobny złodziejaszek dostaje taki sam wyrok jak prezes spółki który zdefraudował miliony. Równie powszechne jest molestowanie w pracy. Istnieje niestety na to ciche przyzwolenie społeczne. Parę razy nawet spotkałem się z przyzwoleniem na takie praktyki partnerów osób poszkodowanych. Ludzie w dzisiejszych czasach mają mniej godności niż kiedyś. Ich potrzeby zostały zredukowane do tych podstawowych jedzenia, spania, mieszkania itd.
Chłop pańszczyźniany czuł bezsilność wobec prawa, ale nie uznawał tego za normę podobnie mieszkańcy państwa Hammurabiego będący niższymi warstwami społecznymi, zdawali sobie sprawę z ograniczoności sprawiedliwości tegoż prawa. Dziś jest to jakby intuicyjnie rozumiane. Świadomie mało kto, zdaje sobie sprawę z ponadczasowości nierówności prawa wobec obywatela. Śmieszy mnie, więc to niemiłosiernie. Np. ten rzekomy honor. Leszcz stawi się silniejszemu fizycznie za obrazę jego, bądź jego krewnych, znajomych itd. Natomiast czuje się bezsilny w konfrontacji z silniejszym finansowo. Tak jakby ten silniejszy finansowo był w jakiś sposób nieosiągalny. W tym miejscu widać spuściznę epok wcześniejszych, taki kompleks chłopa feudalnego. Dziś człowiek za zadrukowany kolorową farbą świstek zwany pieniądzem człowiek zrobi bardzo wiele. Np. wejdzie w bliższy kontakt z szefem. Nawet pozornie będzie uważać, że może być to korzystne. Wyobraźmy sobie, że mamy małżeństwo Adama i Ewy. Nasza para pracuje w jednym zakładzie pracy Adaś wspólnie z Ewunią zauważają, że szef(nazwijmy go tu Zenonem) bardzo lubi Ewkę. A, że Adam jest „genialnym” strategiem sugeruje swojej lubej zainteresowanie się tematem. Mówi jej kurwa Ewa lepiej dobrze żyć z szefem(seniorem) bo w razie problemów trza mieć plecy, no nie? Zobacz Ewa kto pierwszy dostanie premie ty czy twoja koleżanka Irka. I do tego będziesz się mogła opierdalać, urlop kiedy chcesz itd. Nieźle nie tylko musisz dobrze zagadać, tylko Ewka wiesz bez jakiś tam krzywych ruchów. Nie? Niewiasta na to: no kurwa wiem. Nie? Nie wiedząc co się święci para zaczyna realizować swój jakże „genialny” plan. Niestety jest parę rzeczy o których Adaś nie pomyślał. Otóż nasz strateg nie jest kolegą Ewy tylko jej mężem i w razie obsuwy traci wszystko, wiec ewentualne profity Ewy go nie zadowalają. Adam i Ewa z początku czują się tak jakby złapali Boga za nogi. Nie dość, że opierdalają się w pracy to jeszcze dostają za to regularnie premie, ale, że Zenon nie był raczej zainteresowany zbliżenie intelektualnym z Ewą tylko innego rodzaju, przychodzi czas zapłaty. Początkowe poklepywanie po pupie Ewki przez Zenona nie mąciło spokoju Adama. Uważał to za element dobrych stosunków.
Pewne podejrzenia już nie tak genialnego stratega wzbudziły częste wyrabiane „nadgodziny” przez Ewkę, jej kolacje „biznesowe” i niechęć kopulacji z Adasiem. Ewa zaczyna działać na własną rękę próbują jak najwięcej wychaczyć dla siebie. Adam idzie w odstawkę, bo jest zwykłym robolowatym bęcwałem i nie ma jej nic ciekawego do zaoferowania. Ewa zostaje prywatną kurewką Zenka a Adaś rogaczem.
A pomyśleć, że gdyby Zenon był najwyżej brygadzistą do takiego rozwoju wypadków by nie doszło. Adam przyjąłby za punkt honoru bronienie swojej lubej a Ewka nawet by nie spojrzała w stronę skromnego adoratora(brak wysokich profitów). Do tego bardzo prawdopodobne jest, że Adam dalej będzie pracował w tym samy zakładzie pracy co Ewa.
W tym wpisie chciałem po prostu przedstawić jak w dzisiejszych czasach działa kompleks chłopa pańszczyźnianego. Ten kto jest w posiadaniu środków produkcji jest panem(seniorem). Dziś siłą są pieniądze. Można wszystko przehandlować, nawet godność. Tylko czy się opłaca?
Prawo pierwszej nocy (łac. ius primae noctis) – prawo pana feudalnego do spędzenia pierwszej nocy ze świeżo poślubioną żoną każdego ze swych poddanych i zdeflorowania jej.
Podobnie jak prawo do wyboru narzeczonej dla swego wasala, stanowiło rodzaj podatku. W niektórych rejonach, gdzie to prawo stosowano, zostało ono zastąpione "transakcją" polegającą na tym, że pan feudalny w zamian za zgodę na spędzenie nocy poślubnej z żoną poddanego pozwalał mu na upolowanie jednego lub kilku jeleni ze swego lasu — zwyczaj ten szybko wyszedł z użycia, ponieważ mężowie zgadzający się na taką "transakcję" nie cieszyli się szacunkiem w swoim otoczeniu (jedyny ślad to nazywanie zdradzanego męża "rogaczem").
Kodeks Hammurabiego
Znaczna część spisanych praw dotyczyła kwestii ochrony majątku oraz spraw rodzinnych (np. rozstrzygnięć w sprawach dziedziczenia, przynależności dzieci, zdrady małżeńskiej). Wiele miejsca poświęca się też problemom handlowym, kredytom, umowom, odpowiedzialności z tytułu wynagrodzenia szkody. System kar opierał się na zasadzie talionu oraz na prawie mutylacji (Czym uczyniłeś to ci odetniemy. Na przykład jeśli syn uderzył ojca, ucinano mu rękę). Wiele przestępstw zagrożonych było karą śmierci. Tyko nieliczne kary były bezkrwawe i ograniczały się do grzywny w srebrze, co dla karanego mogło się skończyć niewolą za długi.
Wikipedia
Wspólnym mianownikiem tych praw jest ewidentna wyższość ludzi będących z wyższych warstw społecznych. W prawie pierwszej nocy jest to jednoznacznie zaznaczone, że pan feudalny może sobie puknąć tą panią natomiast w kodeksie Hammurabiego nie można było się tego jednoznacznie dopatrzyć. Z pozoru wykazywał równość prawa wobec obywateli. Niestety życie również i to zweryfikowało. Np. osławiona zasada oko za oko ząb za ząb(Jeśli obywatel oko obywatelowi wybił, oko wybiją mu.)
Mieszkańcy państwa Hammurabiego nie byli równi wobec prawa. O wielkości kary decydował status: wolny czy niewolnik, posiadany majątek lub funkcja (wyróżnia się urzędników - dwór). Liczyło się, kto skarżył i kto był oskarżonym. Za uszkodzenie ciała niewolnika odszkodowanie brał jego właściciel (odszkodowanie za utratę zdolności do pracy).
Dziś mamy bardzo podobną sytuację z tą różnicą, że nam wydaje się, że jesteśmy wolni. Rzeczywistość jest zgoła odmienna. Krępujemy się sami we własnym umyśle, co uniemożliwia zmianę na lepsze. Dziś drobny złodziejaszek dostaje taki sam wyrok jak prezes spółki który zdefraudował miliony. Równie powszechne jest molestowanie w pracy. Istnieje niestety na to ciche przyzwolenie społeczne. Parę razy nawet spotkałem się z przyzwoleniem na takie praktyki partnerów osób poszkodowanych. Ludzie w dzisiejszych czasach mają mniej godności niż kiedyś. Ich potrzeby zostały zredukowane do tych podstawowych jedzenia, spania, mieszkania itd.
Chłop pańszczyźniany czuł bezsilność wobec prawa, ale nie uznawał tego za normę podobnie mieszkańcy państwa Hammurabiego będący niższymi warstwami społecznymi, zdawali sobie sprawę z ograniczoności sprawiedliwości tegoż prawa. Dziś jest to jakby intuicyjnie rozumiane. Świadomie mało kto, zdaje sobie sprawę z ponadczasowości nierówności prawa wobec obywatela. Śmieszy mnie, więc to niemiłosiernie. Np. ten rzekomy honor. Leszcz stawi się silniejszemu fizycznie za obrazę jego, bądź jego krewnych, znajomych itd. Natomiast czuje się bezsilny w konfrontacji z silniejszym finansowo. Tak jakby ten silniejszy finansowo był w jakiś sposób nieosiągalny. W tym miejscu widać spuściznę epok wcześniejszych, taki kompleks chłopa feudalnego. Dziś człowiek za zadrukowany kolorową farbą świstek zwany pieniądzem człowiek zrobi bardzo wiele. Np. wejdzie w bliższy kontakt z szefem. Nawet pozornie będzie uważać, że może być to korzystne. Wyobraźmy sobie, że mamy małżeństwo Adama i Ewy. Nasza para pracuje w jednym zakładzie pracy Adaś wspólnie z Ewunią zauważają, że szef(nazwijmy go tu Zenonem) bardzo lubi Ewkę. A, że Adam jest „genialnym” strategiem sugeruje swojej lubej zainteresowanie się tematem. Mówi jej kurwa Ewa lepiej dobrze żyć z szefem(seniorem) bo w razie problemów trza mieć plecy, no nie? Zobacz Ewa kto pierwszy dostanie premie ty czy twoja koleżanka Irka. I do tego będziesz się mogła opierdalać, urlop kiedy chcesz itd. Nieźle nie tylko musisz dobrze zagadać, tylko Ewka wiesz bez jakiś tam krzywych ruchów. Nie? Niewiasta na to: no kurwa wiem. Nie? Nie wiedząc co się święci para zaczyna realizować swój jakże „genialny” plan. Niestety jest parę rzeczy o których Adaś nie pomyślał. Otóż nasz strateg nie jest kolegą Ewy tylko jej mężem i w razie obsuwy traci wszystko, wiec ewentualne profity Ewy go nie zadowalają. Adam i Ewa z początku czują się tak jakby złapali Boga za nogi. Nie dość, że opierdalają się w pracy to jeszcze dostają za to regularnie premie, ale, że Zenon nie był raczej zainteresowany zbliżenie intelektualnym z Ewą tylko innego rodzaju, przychodzi czas zapłaty. Początkowe poklepywanie po pupie Ewki przez Zenona nie mąciło spokoju Adama. Uważał to za element dobrych stosunków.
Pewne podejrzenia już nie tak genialnego stratega wzbudziły częste wyrabiane „nadgodziny” przez Ewkę, jej kolacje „biznesowe” i niechęć kopulacji z Adasiem. Ewa zaczyna działać na własną rękę próbują jak najwięcej wychaczyć dla siebie. Adam idzie w odstawkę, bo jest zwykłym robolowatym bęcwałem i nie ma jej nic ciekawego do zaoferowania. Ewa zostaje prywatną kurewką Zenka a Adaś rogaczem.
A pomyśleć, że gdyby Zenon był najwyżej brygadzistą do takiego rozwoju wypadków by nie doszło. Adam przyjąłby za punkt honoru bronienie swojej lubej a Ewka nawet by nie spojrzała w stronę skromnego adoratora(brak wysokich profitów). Do tego bardzo prawdopodobne jest, że Adam dalej będzie pracował w tym samy zakładzie pracy co Ewa.
W tym wpisie chciałem po prostu przedstawić jak w dzisiejszych czasach działa kompleks chłopa pańszczyźnianego. Ten kto jest w posiadaniu środków produkcji jest panem(seniorem). Dziś siłą są pieniądze. Można wszystko przehandlować, nawet godność. Tylko czy się opłaca?
poniedziałek, 26 października 2009
Agent Tomek
O Agencie Tomku mówią już chyba wszyscy, nawet The Times , więc i ja zdecydowałem się wtrącić swoje trzy grosze.
Tak wygląda Agent Tomek.
W mediach kreuje się obraz Tomka jako tandetnego lowelasa, który za państwowe pieniądze robi wiejski szpan. Nie zapominajmy, że agent Tomek to agent specjalny służb wywiadowczych, więc nie jest to byle tandeciaż jakby można to było wywnioskować po wypowiedziach co poniektórych dziennikarzy, wydawców. Ale, że ramówkę trzeba czymś zapchać a PO nie lubi CBA, więc jakoś tak oberwało się naszemu dzielnemu agentowi.
Tomek nie robił sobie z tych oszczerstw aż do momentu w którym w tvn bodajże w programie "Dzień Dobry TVN" padły słowa, których agent Tomek nigdy nie powinien usłyszeć (z ust tej pani u dołu), że agent Tomek to nic ciekawego. W rozmowie ze mną agent Tomek nie krył oburzenia i wydał oto takie oświadczenie:
sz kurwa teraz to żem się kwurwił. Wszystkie cioty, które się ze mnie śmieją dostaną po ryju, a wszystkie te cwane pipki co tak rżą uwiodę, zerżnę i porzucę.
Wypowiedzieć Szczuki przelała szale goryczy. Najbardziej przejebane ma właśnie Kazimiera, bo wiem gdzie z innymi feministkami ma przyczółek w internecie. A że ściśle współpracuje z Agentem Tomkiem to przekażę mu tę wiedzę wywiadowczą. Przynajmniej na jakiś czas będzie spokój. Nie zapominajmy, że Agent Tomek ma licencje na zapinanie.
A wracając do Kazimiery to zastanawia mnie jacy mężczyźni muszą ją pociągać, jeżeli nie podoba się jej Tomasz.
Z całym sztabem ekspertów psychologów, socjologów i politologów w liczbie jednego, czyli mnie wytypowaliśmy trzech prawdopodobnych kandydatów do serca Kazimiery.
Kryteria którymi się kierowaliśmy to:
uroda- dla Kazi jest to nieistotne
pieniądze- bardzo mile widziane
władza- tak to jest to coś
cechy szczególnie nie pożądane to:
poglądy prawicowe
sympatia w stosunku do kościoła katolickiego
ogólnie pojęta normalność
Trzecie miejsce zajął Józef Oleksy
poglądy prawicowe- brak
władza- kiedyś tak
niestety to za mało dla Kazimiery
miejsce drugie
Jerzy Buzek
poglądy prawicowe- brak
co prawda ewangelik, ale nie katolik, więc i tu plus
władza tak (przewodniczącym Parlamentu Europejskiego).
jednak i to za mało.
miejsce pierwsze
Jerzy Urban
poglądy prawicowe- brak
kasa -jest(Zajmuje 98. miejsce na liście 100 najbogatszych Polaków)
do tego redaktor naczelny tygodnika "NIE" i właściciel wydającej go spółki Urma.
ogólnie pojęta normalność- absolutny brak
władza-rzecznik prasowy rządu PRL w latach 1981–1989
a do tego ten proces o obrazę Papieża- ale ciacho!
Zaszczycony tym faktem Jurek zapala cygaro i wznosi lampeczkę koniaku.
Ps. tekst miał tylko charakter humorystyczny i nie miał na celu urażenie kogokolwiek.
Tak wygląda Agent Tomek.
W mediach kreuje się obraz Tomka jako tandetnego lowelasa, który za państwowe pieniądze robi wiejski szpan. Nie zapominajmy, że agent Tomek to agent specjalny służb wywiadowczych, więc nie jest to byle tandeciaż jakby można to było wywnioskować po wypowiedziach co poniektórych dziennikarzy, wydawców. Ale, że ramówkę trzeba czymś zapchać a PO nie lubi CBA, więc jakoś tak oberwało się naszemu dzielnemu agentowi.
Tomek nie robił sobie z tych oszczerstw aż do momentu w którym w tvn bodajże w programie "Dzień Dobry TVN" padły słowa, których agent Tomek nigdy nie powinien usłyszeć (z ust tej pani u dołu), że agent Tomek to nic ciekawego. W rozmowie ze mną agent Tomek nie krył oburzenia i wydał oto takie oświadczenie:
sz kurwa teraz to żem się kwurwił. Wszystkie cioty, które się ze mnie śmieją dostaną po ryju, a wszystkie te cwane pipki co tak rżą uwiodę, zerżnę i porzucę.
Wypowiedzieć Szczuki przelała szale goryczy. Najbardziej przejebane ma właśnie Kazimiera, bo wiem gdzie z innymi feministkami ma przyczółek w internecie. A że ściśle współpracuje z Agentem Tomkiem to przekażę mu tę wiedzę wywiadowczą. Przynajmniej na jakiś czas będzie spokój. Nie zapominajmy, że Agent Tomek ma licencje na zapinanie.
A wracając do Kazimiery to zastanawia mnie jacy mężczyźni muszą ją pociągać, jeżeli nie podoba się jej Tomasz.
Z całym sztabem ekspertów psychologów, socjologów i politologów w liczbie jednego, czyli mnie wytypowaliśmy trzech prawdopodobnych kandydatów do serca Kazimiery.
Kryteria którymi się kierowaliśmy to:
uroda- dla Kazi jest to nieistotne
pieniądze- bardzo mile widziane
władza- tak to jest to coś
cechy szczególnie nie pożądane to:
poglądy prawicowe
sympatia w stosunku do kościoła katolickiego
ogólnie pojęta normalność
Trzecie miejsce zajął Józef Oleksy
poglądy prawicowe- brak
władza- kiedyś tak
niestety to za mało dla Kazimiery
miejsce drugie
Jerzy Buzek
poglądy prawicowe- brak
co prawda ewangelik, ale nie katolik, więc i tu plus
władza tak (przewodniczącym Parlamentu Europejskiego).
jednak i to za mało.
miejsce pierwsze
Jerzy Urban
poglądy prawicowe- brak
kasa -jest(Zajmuje 98. miejsce na liście 100 najbogatszych Polaków)
do tego redaktor naczelny tygodnika "NIE" i właściciel wydającej go spółki Urma.
ogólnie pojęta normalność- absolutny brak
władza-rzecznik prasowy rządu PRL w latach 1981–1989
a do tego ten proces o obrazę Papieża- ale ciacho!
Zaszczycony tym faktem Jurek zapala cygaro i wznosi lampeczkę koniaku.
Ps. tekst miał tylko charakter humorystyczny i nie miał na celu urażenie kogokolwiek.