October Baby

October Baby to poruszająca opowieść o dziewczynie imieniem Hannah, która przeżyła aborcje. Film pokazuje, że to co miało być strzępkiem tkanek jest jednak człowiekiem...

Wyborcza się kompromituje

Dzisiaj Wyborcza uraczyła nas porcją wyrwanych z kontekstu słów ekspertów komisji Macierewicza. Faktycznie niektóre zdania wydają się śmieszne, ale gdy czyta się całe protokoły już tak śmiechowo nie jest.

Fotografika

Fotki i grafiki śmieszne aż do bulu;) (ostatnia aktualizacja-26.06.)

Najlepsze filmy i seriale

Chwila relaksu dla pasjonatów polityki

Teoria Życia TV

Drugi, lepszy obieg. Tego w TV nie zobaczysz!

Znajdź nas na Facebooku

Polub i miej pewność, że nic Cię nie ominie!

poniedziałek, 30 listopada 2009

Carlos Rodriguez Braun.

Na blogu rewolucja jest teraz

Znaleźliśmy wiele wartościowych filmików. Wszystkie są bardzo ciekawe, bo w interesujących nas klimatach, czyli prawdziwego liberalnego podejścia. W szczególności chciałbym polecić wystąpienia Carlosa Rodrigueza Brauna, który w bezkompromisowy sposób rozprawia się z lewacką retoryką.
Zapraszam do oglądania!





środa, 25 listopada 2009

W przeddzień aneksji.


Dokładnie za tydzień, czyli 1 grudnia staniemy się obywatelami Unii Europejskiej, czujecie ten awans?. Europejczyk, prawie jak Niemiec(12 tys km autostrad, wina jak we Francji, pogoda jak w Hiszpanii). No niby fajnie tylko, że my w tej unii to będziemy obywatelami drugiej kategorii. Bo jak można nazwać ludzi, którzy w obrębie jednego państwa(UE) będą otrzymywać świadczenia dużo niższe niż inni. I nie chodzi mi tu o zarobki, bo one się kształtują według innych prawidłowości, natomiast renty i emerytury w takim razie powinny być równe w całym unijnym państwie. Warto by spytać lewaków czy to jest zgodne z postulatem równości.
Nikt Nas Polaków nie pytał o to, czy my potrzebujemy w ten sposób "zacieśniać" współpracę(jeśli potrzebowaliśmy to na pewno wyrazilibyśmy zgodę).

wtorek, 24 listopada 2009

Rzecz o wiarygodności mediów.

W mediach jakiś czas temu była podana wiadomość o tym, że jakaś kobita została zwolniona z racji swojego wyglądu. No to sobie myślę no kurcze co się porobiło. Kiedyś to było ciężko z brzydką buzią pracę dostać, ale jak się już dostało to i się ją miało a tu zwolnienia.

Później się okazało, że nasza bohaterka straciła pracę, bo nie była brzydka tylko (sic!) zbyt piękna. Piękno znów odbija się piętnem na czyimś życiu(skaranie boskie). Doznałem konsternacji, ale po chwili doszedłem do siebie i myślę, że to piękno musi być samozwańcze, a może stoją za tym feministki(jak donosi Agent Tomek dość aktywne ostatnio) Myślę sobie tak: jeśli można dyskryminować ze względu na kolor skóry, płeć to można i za urodę. Dodałem do tego dwa założenia.
założenie pierwsze: feministka jest zawsze dyskryminowana(zawsze!)
założenie drugie: mało która feministka jest ładna, więc jakaś mądra głowa wymyśliła, że jest dyskryminowana właśnie ze względu na urodę.
No, ale znów pudło czytam dalej... a to babka w więzieniu pracowała i była strażniczką. Ponoć za bardzo się za nią skazani oglądali, co negatywnie wpływało na dyscyplinę we więzieniu i tak straciła pracę. Wszystko było by ok gdyby ta pani naprawdę była taka piękna jak to opisują.
Niestety i to życie zweryfikowało. Nasza redakcja "dotarła" do fotek poszkodowanej.
I co się okazało co prawda nie brzydka, ale na miano pięknej to też nie zasługuje.
Wiemy również, że cena jest kształtowana przez popyt i podaż a w takim więzieniu to raczej deficyt lasek jest. To i "nic szczególnego" jawi się jako cudo. Sam to przerabiałem podczas dwumiesięcznym pobycie u naszych zachodnich sąsiadów.
Oczywiście są pewne granicę, bo można powiedzieć, że kobiety pracują jako strażniczki i takich problemów nie mają np. pani Jadzia lat 60.
Pani Jadzia brania nigdy nie miała, bo pewnie ma nadwagę, nie te lata i pewnie jeszcze jakieś inne mankamenty.
Natomiast nasz bohaterka tak na oko ze 28-30 lat. BMI tak około 19,8 i parę kilo tapety na budzi co może już stanowić rarytas w bardzo nudnych ścianach więzienia. Co dość dobrze ilustruje teoria braku laku.

Oto jej fotki:


Pierwsza fotka bardzo ładna. odpicowała się. Włosy ładnie zrobiła nawet brwi uregulowała. Jakieś zmarszczki na szyi wystają znad apaszki, ale po oględzinach tej fotki to może nawet i sam bym ją puknął. Ale...



...na tej fotce dzieje się coś niedobrego. Nos wydaje się krzywy a buzia też jakby nieforemna.



Nasza przypuszczenia zdają się sprawdzać na tej fotce nosek jest już wyraźnie przekrzywiony, dodatkowo uwidocznione zostały poobgryzane wargi i mongoloidalne rysy twarzy.



a tu nasza laseczka w pełnej krasie. Tu wygląda jak chomik, albo inny koń. Nic specjalnego może poza barkami które ma naprawdę fajne;-)

Tego typu wydarzenia zawsze skłaniają do refleksji. Mnie np. do zastanowienia się nad rolą mediów w dzisiejszym świecie. Uważam, że rola mediów powinna być informacyjna a nie rozrywkowa. Gdy słyszę bądź czytam jakiś nagłówek w którym jest jeden z tych wyrazów: super, mega, niewiarygodne, nieprawdopodobne, pilne, z ostatniej chwili, cała prawda, musisz przeczytać itd. po prostu omijam taki artykuł. Myślę, że każdy z nas powinien w ten sposób reagować, bo może wtedy wydawcy i redaktorzy przestali by nas traktować jak debili i udzielali rzetelnych informacji. A tak napisze taki denny artykuł, zarzuci zanętę w postaci "szokującego" tytułu i śmieje się z was, żeście to łyknęli.

wtorek, 17 listopada 2009

Idą Święta.

Z okazji nadchodzących świąt, wpadł mi do głowy pomysł aby bloga trochę udekorować. W końcu już 17 listopada. W sumie to wszyscy do boju ruszają już 2 listopada, bo przed Wszystkimi Świętymi jakoś nie wypada. Brak śniegu w tym roku start kampanii reklamowych trochę opóźnił(śnieg był, ale w październiku a to falstart). Już chyba tradycyjnie pierwsza do boju rusza Coca Cola ze swoją ciężarówką.


Początkowo nasz sztab miał problem z koncepcją designu strony. Stwierdziliśmy, że najbardziej optymalnym rozwiązaniem, będzie zastosowanie prostych rozwiązań(w myśl zasady geniusz tkwi w prostocie).

A że nie mieliśmy pomysłu stwierdziliśmy, że może wyjdziemy z biura(na świeżym powietrzu lepiej się myśli). Niestety jednak i to nic nie dawało. Powiedziałem więc: podawajcie nawet głupie pomysły. Takowych również nie było, więc ja się poczułem zobligowany do działania. Pomyślałem głupie pomysły rodzą się po alkoholu, więc poszliśmy po piwo.

Po spożyciu pewnej ilości zapasów nabytych w pobliskim monopolowym powtórzyłem założenia którymi kierowaliśmy się na początku, czyli coś prostego a zarazem wyrazistego. Padła propozycja to może choinka. Powiedziałem: ok, ale skąd teraz choinka i bombki. Odpowiedź padała taka: bombkę to my mamy Panie szefie a choinkę to się znajdzie.

Po spożyciu reszty trunków załączyła nam się kreatywność i zrobiliśmy choinkę z tego co mieliśmy, czyli z puszek po piwie, pobliskiego kasztana i reklamówki.

A wyszło nam tak:






Po zrealizowaniu tego trudnego zadania dowiedziałem się, że ktoś zorganizował konkurencyjny projekt. Poszukałem tu i ówdzie i dowiedziałem się, że neonaziści też sobie zrobili choinkę. Też taka trochę nietypowa.

link Jupiterimages

poniedziałek, 16 listopada 2009

przyczyna, skutek, interwał czasowy.

Często bywa tak, że ktoś uczy się mało, bądź wcale a mimo to osiąga dobre wyniki w nauce lub słabo się uczy a wkłada to dużo pracy. Jest chudy a dużo je. Bądź mało je a jest gruby. Znamy oczywiście te dyrdymały wszyscy. Na pierwszy rzut oka wszyscy biorą to za normę. Twierdzenia te mogą zgadzać się w wąskim zakresie czasu, a generalnie są one nieprawdziwe, czyli wtedy kiedy dana osoba wygłasza taką tezę. Spróbujmy obserwować taką osobę np. 2 tyg. później i wyjdzie, że jednak mija się z prawdą np. dwa dni diety i znowu obżarstwo przez pół roku.


Żeby być chudym nie trzeba wcale katować się na siłowni i uprawiać głodówki tak samo zresztą z uczniem się. Nie musi od razu osiągać spektakularnych rezultatów w nauce.(wiele dyscyplin naukowych jest opartych na efekcie domina. Np. matma, języki obce.) żeby się rozwijać trzeba najpierw zmierzyć swoje rezultaty. Czyli ile jemy normalnie, ile się na co dzień uczymy( nie ile się uczymy gdy się uczymy a nie ile jemy gdy chcielibyśmy jeść, chodzi o to żeby było to naprawdę szczerze) później możemy wyznaczyć sobie jakieś cele, tylko żeby nie były zbyt restrykcyjne. Obcinamy lub dodajemy trochę kalorii, więcej się uczymy. Nie szarżujemy za mocno, bo nam się szybko znudzi. Chodzi o progres i dyscyplinę. Wolniej jedziesz dalej zajedziesz. Nie sztuka przez krótki czas się uczyć np. student, który uczy się tylko w krótko przed sesją może powiedzieć, że uczy się w sporo i ma straszny zapierdol a mimo to nie zda egzaminu. Podobnie jest z naszym odchudzającym się mało je nawet biega codziennie(dla niektórych codziennie to już 2 dni z rzędu), ale jest generalnie gruby i leniwy. W jednym jak i w drugim przypadku jest to bardzo zgubne, ponieważ daje fałszywą iluzję tego, że te osoby się starają. W rzeczywistości oszukują tylko siebie. Zwracają uwagę słuchaczy na dany temat tylko wtedy, gdy się starają przez resztę czasu o tym milczą. Przez takie osoby tworzy się stereotyp, że te nie każdy może być szczupły, bo ma wolniejszą przemianę materii takie geny i huj wie co jeszcze. Podobna zależność występuje w sferze intelektualnej. Że jakoby ktoś się słabiej uczy bo jest mniej zdolny. Może i tak, ale że kurwa z wszystkich przedmiotów ? Nikt nie każe ci być laureatem konkursów.

Nie jesteśmy nigdy zdeterminowani do końca, mamy dość duże pole manewru. Musimy wyjść poza schematy, każdy musi pracować nie tylko ciężko, ale i mądrze. Gdy będziemy się trzymać ściśle określonych reguł nic dla nas nie jest nieosiągalne, ale do tego potrzeba czasu. Nie od razu Rzym zbudowano. Na początku nigdy nie widać rezultatów. Łatwo można zilustrować to na przykładzie sinusoidy. Gdy jesteśmy na dole nawet duży postęp nie wygląda imponująco tak samo gdy jesteśmy na górze i zjeżdżamy w dół tego nie widać. Po prostu gdy przyczyna i następstwo są rozdzielone pewnym interwałem czasu, dlatego mniej inteligentni ludzie ich nie kojarzą. Doskonale wykorzystują to rządzący zadłużający nasz kraj(zobacz jak szybko wskakują cyferki na liczniku). Za kilkanaście latek wiele osób spyta się, dlaczego Polska jest w tak trudnej sytuacji gospodarczej. Dlaczego nie może być tak jak dawniej. Obwiniając ówczesny wtedy rząd nie wiedząc o tym, że dług tak sam z siebie nie powstał i nie nagle.

sobota, 14 listopada 2009

11 listopada- mieszane uczucia.


W środę mieliśmy bardzo ważną datę. 11 listopada. Ważna o tyle, że nie tylko jest to rocznica odzyskania przez Polskę niepodległości Oby nie był to ostatni raz. Jak pewnie wiecie z dniem pierwszego grudnia tego roku powstaje nowe państwo- Unia Europejska. W skład Unii Europejskiej wejdzie 27 państw w tym Polska. Ważne będzie teraz, aby nie dać się w tej uni zmarginalizować. Musimy prowadzić politykę podmiotową.
Czy taka będzie prowadzona? Szczerze wątpię, leser Tusk nie jest do tego zdolny. On raczej będzie polował na ciepłą posadkę w Brukseli, bo dla niego teraz Polska jest częścią kraju o nazwie unia europejska, czyli dla niego oznaczałoby to de facto awans.

piątek, 13 listopada 2009

trochę humoru

dziś mało poważny wpis.





podpisał się vincent. Być może to nawet sam Vincent z ministerstwa finansów. Tusk w takim razie może czuć się zagrożony. Bo jak wiemy Vincent to najlepszy minister finansów we wszechświecie.
Zdruzgotany Tusk musi w tym momencie ukoić swoje skołatane nerwy. My polecamy w tym miejscu trunek firmowany nazwiskiem jego bliskiego partyjnego kolegi.





Na zdrowie! Panie Prezydencie Premierze.

poniedziałek, 9 listopada 2009

money as debt- fakty i mity.

Przeciętny zjadacz chleba nie wie zbyt wiele, o tym, czym tak w ogóle jest pieniądz. W filmie tym w sposób prosty(ale i pobieżnie) zilustrowane jest to o co w tej całej zabawie chodzi.
Zapraszam do oglądania!


film co prawda ciekawy, ale i tu nie uniknięto przekłamań. Jak się to ma naprawdę, wspaniale tłumaczy Adam Duda, na swoim blogu.
tutaj i tutaj

A dla mniej ambitnych, którym nie chce się czytać, najistotniejsze są te fragmenty:
to cała tajemnica pustego pieniądza… gdyby wszyscy zażądali wypłaty swoich pieniędzy, to ich by po prostu nie było. Bank ma kredyty, a nie pieniądze.

Idąc dalej i już dotykając trochę bardzie natury systemu, to pojawia się pozorny problem odsetek. Kredyt jest oprocentowany i skąd na niego wziąć pieniądze? Tutaj pokutuje pewne przekłamanie z filmu Money as debt, gdzie jakoby system cały czas się musi rozrastać i kreować nowe pieniądze, żeby można było spłacać czymś odsetki. Oczywiście nie ma takie potrzeby. Wracając do naszego banku i Kowalskiego. Kowalski żeby mógł dostać kredyt, musiał gdzieś pracować. Jako, że mamy bardzo uproszczony model, to może pracować albo w moim banku, albo u dewelopera. Dla uproszczenia dajmy na to, że pracuje u dewelopera. Co się dzieje w momencie jego wypłaty i spłaty kredytu? Bilans i ruchy na bilansie:




Deweloper musi zapłacić Kowalskiemu pensje w wysokości 15 000 złoty. Kowalski 5 000 przeznacza na spłatę kredytu, 5 000 na spłatę odsetek a 5 000 zachowuje sobie dla banku. Ogólna podaż pieniądza spadła o 5 000 złotych, dokładnie o tyle, o ile został spłacony kredyt banku. Nastąpiła kontrakcja kredytu, czyli zmniejszenie ilości kredytów w systemie bankowym oraz samych pieniędzy. W takim przypadku, powinniśmy obserwować deflacje, gdyż jest mniej pieniędzy w stosunku do ilości produkowanych dóbr. Bilans po uwzględnieniu powyższych ruchów wygląda tak:





A dla ambitnych mały bonus.

sobota, 7 listopada 2009

Bajka

Dziś opowiem wam bajkę o pewnym gospodarzu.

Za górami za lasami żył sobie się pewien gospodarz przez którego to łąkę sąsiedzi zrobili sobie ścieżkę na skróty. Gospodarz przez długi czas nie reagował na to, ale pewnego dnia nagle zaczęło mu to przeszkadzać, więc gdy widział ludzi przepędzał ich z tej łąki. Nie dlatego, bo mu to przeszkadzało tylko dowiedział się, że jego rodzina wie, że przez tą łąkę wszyscy uczęszczają. Jemu to zwisało czy ktoś robi sobie skrót przez jego działkę ,ale jak zaczęła go rodzina podsycać tekstami typu: łażą ci po łące a ty musisz dzierżawę płacić, przecież mogą chodzić na około a poza tym to na pewno tu śmieci wywalają itd. Nieszczęsny uległ presji i musiał wziąć się za ochronę swego terytorium. Co prawda od początku było dla wszystkich wiadome, że i tak będzie tam ścieżka i tak nawet dla gospodarza. No ale coś zrobić musiał żeby się później nie wstydzić przed rodziną. Chodził na tą łąkę przeganiać przechodniów, ale rzadko mu się to udawało, ponieważ każdy z daleka już go tam widział a poza tym jako rolnik miał wiele innej pracy. No, ale dobra pilnował, czyli nikt nie chodził, ale ścieżka jest. jak to mogłaby spytać rodzina gospodarza. Gospodarz więc potrzebował dowodów dobrego pilnowania (sic!) własnej posiadłości. A że tłuczono mu przez całe życie, że ma być porządny, więc nie kłamie w danej sprawie, ale mijanie się z prawdą to już co innego. nie powiedzenie nie dopowiedzenie itp. to już nie kłamstwo. np. bardzo wpieniają mnie ludzie którzy są tak fałszywie poprawni którzy rzucają tekstem ja mu nie powiem, ale jak mnie spyta to mu powiem prawdę. no ja by byli tacy szlachetni to jeszcze dało by się to znieść, ale jak taki zaczyna kręcić a gdy dojdzie się do tego jak naprawdę było to taki ci powie, że albo nie pytałeś albo że mówił ci to ale inaczej. kurwa kurwa kurwa jak jeszcze kogoś takiego spotkam to zajebie.
A zmierzając do meritum to taki gospodarz ma podobnie najebane w bani on nie kłamie ani nie mówi prawdy. bardzo problematyczne dla jego debilnej rodziny, ale i dla niego samego. Im się może w tej sytuacji należy(za głupotę), ale czym zawinił na biedny gospodarz. Gospodarza zaczyna to też powoli denerwować. Z jednej strony wkurwia go rodzina a z drugiej cała ta sytuacja. Gospodarz musi się wykazać. Jest coraz bardziej sfrustrowany. Musi te żale wyrzucić, ale nie do sprawców całej tej hecy, czyli debilnej rodziny nie dlatego, że nie było by to właściwe bo było by jak najbardziej, ale z powodu bardzo pokręconej mentalności gospodarza, którą przekazały mu pokolenia wcześniejsze. więc patrząc na drugą stronę gospodarz nie ma innego wyjścia jak zaczaić się na łące i opierdolić przechodnia a przy okazji wylać swoje żale właśnie w jego towarzystwie. przejebka. wiec gospodarz robi tą przyczaje łapie „cwaniaczka”, który „bezczelnie” maszeruje przez jego łąkę i prawi mu już wcześniej ułożony wywód przy okazji dokładając kilka epitetów zaczepnie. No i teraz ten „bezczelny” przechodzień ma dylemat, albo wycofać się od razu i z burakiem w ogóle nie gadać, albo wdać się w kłótnie. którą bramkę wybierze uczestnik programu zależy od jego osobowości jeżeli nasz figurant rozumie trudną sytuację i motywy cerbera łąki to od razu się wycofa mając na celu nie danie satysfakcji rolnikowi(o tym za chwile) jest jeszcze bramka nr 2 czyli o kurwa będzie mnie obrażał parobek jeden. Taki osobnik IQ (jeśli w ogóle) nie wiele wyższe od swego przeciwnika. Wtedy dwa buraki zaczynają się kłócić. Dla debila nr 2 przejście przez łąkę staje się celem priorytetowym. Nie ustąpi, bo nie będzie się dawał obrażać. debil nr 1 nie ustąpi, bo to jego działka i może sobie na niej robić co chce a poza tym to jak powiedział, że gościu ma wypierdalać, to ma wypierdalać. Stawka się cały czas podnosi jak w pokerze pula rośnie im ktoś później się wycofa tym gorzej dla niego, ale z drugiej strony to gospodarz jest uprzywilejowany tak jak bankier w grze oczko. Bo debil nr 1 nie przegrywa od razu może to rozłożyć na raty natomiast debli nr 2 sprowokowany do wymiany zdań może w sumie bardzo efektownie przegrać a wygrana jest mało prawdopodobna, ale to następny efekt pojebanego myślenia człowieka dzisiejszego.

Rolnik w sumie się cieszy, że debila wciągną w dyskusje, ponieważ w domu będzie się mógł pochwalić jaki to mężny był i jacy to ludzie są skurwiali. Co prawda całą sytuację bardzo ubarwi i naciągnie co spowoduje debatę całodniową nad powyższym problemem. To będzie mniej więcej dyskusja w tonie dwóch ludzi o odmiennych poglądach tylko z tą różnicą, że o tych samych. Czyli taka kłótnia ze sobą, ale bez stron jest to naprawdę niezwykłe, bo niby jeden front, ale uczestnicy czują się atakowani. Normalni ludzie jak się ze sobą zgadzają kończą dyskusję na ten temat, bo już doszli do konsensusu a tu nie. a taki ewenement. No, ale to w najlepszym wypadku, bo jeśli debil nr 1 przegra na froncie prowadzi jeszcze dywersje jeśli musiał odpuścić na łące musi zawalczyć w domu. Dyskusja w domu jest prowadzona w podobnym tonie(inaczej dyskutować nie potrafią) gospodarz czuje się dużo mniej komfortowo niż w pierwszym przypadku(tak może być to jeszcze bardziej nieprzyjemne) debil nr jeden musi to ubarwić bardziej musi wiedzieć jak jego przeciwnik się nazywa musi kilkakrotnie podkreślić jego bezczelność, musi podkreślić swoje racje (nawet gdyby nie miał). Co prawda dostanie niezły wpierdol od rodziny, taki wpierdol mentalny, ale na drugi dzień już ma zmontowaną ekipę która będzie rozpowiadać "fakty" o całym zajściu. Gospodarz też musi udawać zaangażowanie całą sytuację i też łżeć w tej sprawie, ale ma do wyboru, albo być wyśmianym przez te stado debili, albo brnąć w to próbując w to wierzyć i po tygodniu być całkowicie wolny od presji rodziny. Dlatego gdy znajdziesz się w kiedyś w podobnej sytuacji pamiętaj, żeby z takim człowiekiem nie kłócić się bo: po pierwsze on nie szuka problemu, bo nie za bardzo rozumie cały mechanizm a, że cię obraził nie przejmuj się wiedz, że wycofując się robisz mu większą krzywdę, bo nie będzie mógł nić ciekawego w domu powiedzieć na temat swoich heroicznych czynów a poza tym to nie musiałbyś się później szykować na dywersję.

A jak to w bajkach zawsze na końcu morał. Morały z tej bajki to:

Jak z debilami się obdajesz, debilem zostajesz.
Z debilami nie dyskutuj, inni mogą nie zauważyć różnicy.
Dla debila nie mówienie prawdy to nie kłamstwo, jak i pół prawdy to też nie kłamstwa.

wtorek, 3 listopada 2009

Teoria kontaktów międzyludzkich w kontekście ekonomi.

Gdzieś przeczytałem, że naukowcy stwierdzili że obaj partnerzy w związku są tym szczęśliwsi czym bardziej zrównoważony jest ich bilans korzyści i poświęceń wynikających ze związku tzn. jeśli obydwie strony tyle samo wkładają i otrzymują w kontekście wzajemnych relacji.
Czyli jak łatwo domyślić się, że związek idealny opierałby się na zerowym bilansie przepływu kapitału, czyli obydwaj partnerzy dają z siebie tyle samo. Niestety jak wiemy ideały nie istnieją(zerowy bilans jest możliwy, ale przy zerowej wymianie, czyli de facto przy braku związku).
O ile w teorii jest to możliwe o tyle w praktyce już samo stworzenie systemu miar jest dość kłopotliwe tzn. nonsensem było by aby obydwie strony wnosiły to samo do związku. W tym miejscu najrozsądniejsza w tym miejscu była by specjalizacja, która jak wiemy jest podstawą cywilizacji i dopiero wtedy sumaryczna liczba dóbr i usług mogła by być szacowana bądź liczona(jeśli ktoś potrafi).
Dlatego też dobrze by było, aby obydwaj partnerzy byli podobnej wartości.
I nie chodzi to o to żeby specjalizowali się w tym samym(tu pukając się w czoło pozdrawiam dzielne feministki)
Dziwne też było by aby np. jednego dnia gotował on a innego ona, albo jedną szafkę naprawi on a drugą ona czy połowę stołu wytrze on a resztę zostawi.

Teraz dochodzimy do momentu gdzie partnerzy wymieniają się usługami ja tobie to, a ty mi tamto. Mi to z daleka śmierdzi już barterem. Co prawda kiedyś też dość efektywnie wykorzystywano barter, ale świat poszedł do przodu i wymyślono pieniądze. Jeśli i my chcemy dokonać takiej ewolucji w stosunkach międzyludzkich to i my musimy udostępnić sobie taką linię kredytową(dzisiejszy pieniądz to kredyt a nie realna wartość sama w sobie).

I dochodzimy do momentu kiedy to dążenie do równowagi jest możliwe bez jakiegoś karykaturalnego wyliczania swych poświęceń i czyjś profitów. I od nas zależy na ile jesteśmy w stanie kredytować usługi swojej drugiej połówce(oczywiście bezprocentowo), bo oczywiście w dalszej perspektywie czekamy na odwzajemnię się czyli ruch w obrębie położenia równowagi.(idealnie z punktu widzenia praktycznego)

Drugi model też wywodzi się z dla nas sprawy oczywistej czyli kredytowego podejścia do związku. W drugim modelu możliwa jest trwała dysproporcja w sumarycznej ilości profitów przypadających na jedną stronę, ale nie w każdej jednostce czasu tzn. może Monia być trwale beneficjentem w relacji z Markiem, ale nie w sensie chronicznej dysproporcji, (żeby saldo nie było cały czas tendencyjnie powiększane w jedną stronę), tylko w wyniku jakiejś wielkiej sprawy z przeszłości np. Marek wyciągnął Monikę z małej biednej wsi, ale dziwne było by aby z każdym miesiącem Marek dokładał jeszcze do interesu, czyli on się starał a ona leżała i pachniała.


Erozja kapitału

Jest takie przysłowie czas leczy rany, czyli pewne sprawy są mniej warte po czasie, czyli np. po pięciu latach jesteśmy mniej skłonni do zemsty niż np. po miesiącu od zajścia. Podobnie jest i w podejściu do rzeczy pozytywnych, czyli bardziej skłonni jesteśmy odwdzięczyć się sowicie komuś od razu po tym jak ktoś nam zrobił dobrze. Czyli nawet jeśli kiedyś włożyliśmy do związku więcej a teraz wkładamy dokładnie tyle co druga połowa, to dysproporcja się zmniejsza.

Erozja wartości

Korzystając z prawa popytu i podaży możemy stwierdzić że cena danego dobra jest zależna od ilości dobra w obiegu, czyli czym jest go więcej tym jest mniej warte.

W kontekście tego punktu problem mogą mieć osoby specjalizujący się tylko w małej liczbie dziedzin. Czyli np. jeżeli Piotrek zabiera Marysię często do kina a Marysia chce się odwdzięczyć to robi mu np. wspaniałą kolację, to jeśli Piotrek oprócz zabierania do kina zdecyduje się Marysię jeszcze często obdarowywać drogimi podarunkami, to Marysia nie zdecyduje się częściej gotować zajebistej kolacji, tylko też coś wymyśli nowego np. masażyk itd. Natomiast jeśli Marysia by tego nie zrozumiała, tylko zaczęła by częściej robić tą zajebistą kolację, to może się później zdziwić, czemu to między nią a Piotrkiem coś się psuje, zwierzając się swej przyjaciółce: „nie rozumiem co się z nim dzieje przecież tak lubił moje kolacje”(być może Piotrek uczęszcza teraz do na masażyk gdzie indziej, może nawet do wspomnianej przyjaciółki. Ha ha )

Zastanawiacie się może po co to wszystko? A no bo kolokwialnie mówiąc: się przydaje.
Część kobiet ma syndrom księżniczki o którą trzeba zabiegać, zdobywać. Bądź zwyczajni przerośnięte ego. Dla równowagi występuje też pewna część mężczyzn, która owe ego ma niedorozwinięte i w ocenie danej kandydatki bierze pod uwagę zbyt mało cech np. tylko wygląd. Człowiek taki skacze koło naszej księżniczki poświęcając się często aż za nadto a dziwi się czemu luba się zbytnio nie angażuje. Często bywa tak, że nasz drogi nieszczęśnik daje z siebie jeszcze więcej i więcej nie dostając więcej w zamian. Adorator czuje się coraz bardziej zdezorientowany nie rozumiejąc, że nic z tego nie będzie. A tak by tylko skalkulował czy mu się to opłaca i było by po sprawie na pewno dużo szybciej. Przykłady można oczywiście mnożyć, ale moim zamierzeniem było tylko nakreślenie szkicu pewnego rodzaju myślenia.