Pewnie nie wszyscy wiecie, ale niedawno, bo kilka dni temu, nasz najdurniejszy jak dotąd prezydent wysunął koncepcje połączenia Niemiec i Polski w jedno państwo. Pomysł niezbyt przemyślany, chociaż sama koncepcja Unii nie musi być głupia.
Jak pewnie się domyślacie mi po głowie chodzi inne połączenie. Kiedyś już ćwiczyliśmy Unię polsko-litewką i wyszło nam to na dobre, Litwinom trochę mniej. Przed tamtą unią mieliśmy sytuację dość podobną jak dzisiaj. W miarę ogarnięty kraj ze stosunkowo dużą gęstością zaludnienia a sąsiad ze sporym terytorium względnie słabo zaludnionym i trochę rachitycznym stanie.
Możemy narzekać, że UE to socjalizm itp. ale tu handel odbywa się na cywilizowanych zasadach i Ukraina to dobrze wie, bo z Rosją handluje się im tak sobie. Byłaby to silna karta przetargowa w rozmowach o Unii.
Co my możemy zyskać? W sumie to nawet sporo, bo już pomijając czysto polityczne wpływy to w ten sposób załatwiamy sobie nielichą ochronę militarną. Ukraina na dziś dysponuje wojskiem o liczebności ćwierć miliona żołnierzy, dla porównania Polska ma coś koło 100tys.
Warto zauważyć, że w wyniku takiej fuzji powstałby organizm państwowy o ludności porównywalnej z populacją Niemiec z niemal trzykrotnie większym obszarem.
Liczę, że w wyniku takiego sojuszu odbyłby się transfer co wartościowszego elementu z Ukrainy do naszego kraju. Coś podobnego jak ma dzisiaj miejsce z Polski na Wyspy Brytyjskie, Holandii, Niemiec itd. A że mogłoby się tak stać nie ulega wątpliwości, bo gdy się spotyka Ukraińców to często mają kompleks niższości podobny jak ten, który lemingi mają przed tzw. Europejczykami.
Kulturalnie Ukraina jest stosunkowo bliska Polsce, w końcu to też Słowianie. Chociaż cyrylica i prawosławie mogą znacząco opóźniać proces polonizacji. Niemniej muszę zauważyć, że języka polskiego Ukraińcy uczą się szybko i pilnie.
Dodatkowo fakt, że Ukrainki są w miarę konserwatywne(no nie we wszystkich względach) co może znacząco zahamować dekadencki trend kultury europejskiej w który Polska od jakiegoś czasu coraz bardziej się wpisuje.
Jak pewnie się domyślacie mi po głowie chodzi inne połączenie. Kiedyś już ćwiczyliśmy Unię polsko-litewką i wyszło nam to na dobre, Litwinom trochę mniej. Przed tamtą unią mieliśmy sytuację dość podobną jak dzisiaj. W miarę ogarnięty kraj ze stosunkowo dużą gęstością zaludnienia a sąsiad ze sporym terytorium względnie słabo zaludnionym i trochę rachitycznym stanie.
Możemy narzekać, że UE to socjalizm itp. ale tu handel odbywa się na cywilizowanych zasadach i Ukraina to dobrze wie, bo z Rosją handluje się im tak sobie. Byłaby to silna karta przetargowa w rozmowach o Unii.
Co my możemy zyskać? W sumie to nawet sporo, bo już pomijając czysto polityczne wpływy to w ten sposób załatwiamy sobie nielichą ochronę militarną. Ukraina na dziś dysponuje wojskiem o liczebności ćwierć miliona żołnierzy, dla porównania Polska ma coś koło 100tys.
Warto zauważyć, że w wyniku takiej fuzji powstałby organizm państwowy o ludności porównywalnej z populacją Niemiec z niemal trzykrotnie większym obszarem.
Liczę, że w wyniku takiego sojuszu odbyłby się transfer co wartościowszego elementu z Ukrainy do naszego kraju. Coś podobnego jak ma dzisiaj miejsce z Polski na Wyspy Brytyjskie, Holandii, Niemiec itd. A że mogłoby się tak stać nie ulega wątpliwości, bo gdy się spotyka Ukraińców to często mają kompleks niższości podobny jak ten, który lemingi mają przed tzw. Europejczykami.
Kulturalnie Ukraina jest stosunkowo bliska Polsce, w końcu to też Słowianie. Chociaż cyrylica i prawosławie mogą znacząco opóźniać proces polonizacji. Niemniej muszę zauważyć, że języka polskiego Ukraińcy uczą się szybko i pilnie.
Dodatkowo fakt, że Ukrainki są w miarę konserwatywne(no nie we wszystkich względach) co może znacząco zahamować dekadencki trend kultury europejskiej w który Polska od jakiegoś czasu coraz bardziej się wpisuje.